czwartek, 27 listopada 2014

Winny Ojciec, odc. 2

Kolejny odcinek winiarskich rekomendacji mojego taty - Piotra. Może będzie to strzał w dziesiątkę na nadchodzący weekend? Ja zamierzam przetestować :)

Ojciec z Matką

Wyrażenie "tata z mamą", z którym to wino mi się kojarzy, jest już zajęte (kto wie co oznacza, bez guglowania?). A więc Ojciec z Matką – on postawny, barczysty (50zł, 1,5 l), ona drobniejsza (35zł, 0,75 l) – ale nazwisko się zgadza, Reserva dos Amigos, i wnętrze też, bo z jednej beczki przecież. No i pochodzenie – z Portugalii, z regionu Lizbony.

Pije się - parafrazując dawny, krakowski jeszcze "Przekrój" ("czyta się" – oznaczali co ciekawsze teksty). I do jedzenia, i na wieczór z kobietą/mężczyzną, i na spotkanie z kumplami.

Dominuje w nim owoc, co znaczy, że nie dominuje beczka, a to jest plus, zapewniam Państwa. Ma dość mocną strukturę, żywą kwasowość, alkoholu w sam raz (13%). Nic wielkiego, średnia półka, ale ... pije się! W skali 1-10 dałbym 6,5 pkt.

Nabywamy to (w Opolu) w sklepie na rogu Ozimskiej i Dubois, który kiedyś był pod patronatem aktora Marka Kondrata, ale już nie jest (choć wina od tego importera nadal tam są). Importerem jest firma M&P  - dla dociekliwych notka ze strony importera, całkiem trafna i bez ściemy:
Reserva Dos Amigos  jest kompozycją Tinta Roriz (70%), Castelão (20%) i Tinta Miuda leżakowaną przez 6 miesięcy w beczkach trzeciego użycia z dębów: francuskiego i amerykańskiego. Wino o rubinowej barwie, z delikatnymi, ceglastymi refleksami. W nosie wyczuwalne aromaty dojrzałych owoców i leśnych jagód. Usta zbalansowane, z łagodnymi  taninami, dobrą strukturą  i miękkim finiszem.

PS. Jeżeli gubią się Państwo wśród takich określeń jak "beczka", "owoc", "struktura", "kwasowość" itp. – a chcielibyście się nie gubić, polecam znakomitą pomoc naukową. Świetna rzecz, nawet na prezent pod choinkę dla początkujących winomaniaków.
--------------------------
(Winny Ojciec nie ma żadnych związków biznesowych z wymienianymi w notkach firmami)



wtorek, 25 listopada 2014

Pesto ekonomiczne.

Prawdziwe włoskie zielone pesto to bazylia, parmezan i orzeszki piniowe. Mam nadzieję, że żaden Włoch nie poczuje się urażony zbeszczeszczeniem przeze mnie tej świętej zasady. Uwielbiam pesto, więc dla własnej przyjemności pozostanę przy tej nazwie. W końcu wiele słoiczków z napisem ,,Pesto alla Genovese" spotykanych w sklepach, z rdzennego składu posiada tylko bazylię, a i w to czasem trudno uwierzyć. Na pocieszenie dodam, że dzisiejsza uweganiona wersja ma włoski akcent - (polskiego) orzecha włoskiego. Wybrałam go, bo jest znacznie tańszy i łatwiej go kupić niż pinię. Szybkie zakupy, minuta pracy i gotowe. Smacznego!


Składniki:
  • 1 dorodna bazylia w doniczce
  • pól kubka orzechów włoskich
  • 3 łyżki płatków drożdżowych (opcjonalnie, dają serowy posmak)
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 2 łyżki oleju z lnianki (lub też oliwy)
  • 2 łyżki wody
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • 1 ząbek czosnku
  • sól do smaku
Całą bazylię (łącznie z miękkimi częściami łodyg) i pozostałe składniki należy utrzeć w marmurowym moździerzu, lub zmiksować mechanicznie. Dosolić do smaku. To wszystko :) 

Placek batatowy.

Ostatnio spotkałam bataty w sklepie pod domem i mam nadzieję, że to oznaka wzrostu ich popularności, należą bowiem do najbardziej odżywczych warzyw na świecie! Słodkie ziemniaki, bo tak też się je nazywa, zawierają znacznie więcej cennych składników niż nasz tradycyjny ziemniak (choć i on bardzo zdrowy!). Dodatkowo, w trakcie wędrówki przez nasz organizm, łapią za fraki metale ciężkie i wyrzucają je z nas na zbity pysk. Moja Pani z Warzywniaka pytała się mnie co z nimi zrobić. Smak maja raczej mdły i słodkawy, mnie przypomina on bardziej dynię niż ziemniaka. Przez ten smak nie są dla mnie idealnym dodatkiem do obiadów, chociaż podane samodzielnie, pieczone z ziołami są bardzo smaczne. Można je też traktować tak jak dynię w deserach, albo jeść ugotowane na parze, polane mlekiem kokosowym i słodkim syropem, posypane prażonym sezamem. Można też, tak samo jak dynię czy marchewkę, wykorzystywać je w wypiekach. Dziś przedstawiam bataty w takiej właśnie odsłonie - prosty placek, będący fajną zagryzką do sałaty, samodzielną przekąską lub towarzyszem hummusu czy innych smarowideł.


Składniki (tartownica 23cm):
  • 3 duże bataty (ok. 500 gr)
  • kubek ugotowanej kaszy quinoa lub innej pozostałej z obiadu :)
  • 1 łyżka mąki z ciecierzycy
  • 3 łyżki oliwy
  • 4 ząbki czosnku
  • 1,5 łyżki siemienia lnianego namoczonego w 3 łyżkach wrzątku
  • 1 łyżeczka bazylii
  • 1 łyżeczka oregano
  • 1/2 łyżeczki rozmarynu
  • 8 suszonych pomidorów odsączonych z oliwy
  • sól
Bataty obieramy i kroimy w kostkę, gotujemy na parze do miękkości. Następnie mieszamy z ugotowaną kaszą i resztą składników. Foremkę smarujemy oliwa lub olejem z ryżu, wykładamy gotową masę i formujemy ścisły placek grubości 1-1,5cm. Pomidory pokrojone na mniejsze kawałki układamy na wierzchu i delikatnie wciskamy w ciasto. Pieczemy w temperaturze 200 stopni około 30 minut, aż placek będzie rumiany. Kroimy i jemy po wystudzeniu. Smacznego!





środa, 19 listopada 2014

Pasztet z fasoli orzechowo - gruszkowy.

Kolejny genialny i niestety nie mój pomysł. Pasztetu spróbowałam na spotkaniu opolskich wegetarian i zdecydowanie wygrał ze wszystkimi innymi serwowanymi potrawami. Przepisu nie miałam, więc odtwarzałam go z głowy, zmieniając opcję na wegańską. Polecam!


Składniki:
  • 250 gramów fasoli piękny jaś
  • 1 duża cebula
  • 1 duża gruszka
  • 2 duże łyżki masła orzechowego
  • 3 łyżki oleju roślinnego
  • 3 łyżki siemienia lnianego zalanego sześcioma łyżkami wrzątku (lub 2 jajka)
  • sól, pieprz do smaku
Fasolę moczymy na noc, a następnie gotujemy do miękkości z 1/2 łyżeczki kminku i 1/2 łyżeczki cząbru. Cebulkę podduszamy na patelni z łyżką oleju, dorzucamy gruszkę i czekamy aż zmięknie.
Wszystkie składniki miksujemy na gładką masę, doprawiamy do smaku i wykładamy do foremki posmarowanej olejem roślinnym i obsypanej mąką z cieciorki albo bułką tartą.
Pieczemy 45-60 minut w temperaturze 180 stopni, aż wierzch będzie mocno rumiany. Po upieczeniu mocno schładzamy w lodówce.
Smacznego!






Parmezan dla wegan.

Przyznam szczerze, że nie byłam przekonana do tego przepisu. Jak coś udaje coś innego, to jest podejrzane... W dodatku wszędzie, gdzie się natknęłam na ten oszukańczy parmezan, autorzy przepisów tłumaczą, żeby nie szukać w nim smaku tego prawdziwego, nie mieć za wysokich oczekiwań... No to jak w końcu ?! Skoro już autorzy tak piszą, to musi być niezłe świństwo - przecież zazwyczaj każdy pieje z zachwytu nad smakiem swoich potraw, co nieraz powoduje moje głębokie rozczarowanie i depresję po przetestowaniu. Muszę zwrócić honor. Obojętne jak to się zwie - jest pyszne! Doskonała posypka do makaronów, zup, kanapek, pieczonych warzyw, sałatek. Faktycznie przywodzi na myśl parmezan, ale polecam nawet nabiałożercom, bo na pewno ma więcej wartości odżywczych niż ser. No i jestem zazdrosna, że to nie ja na to wpadłam.

Składniki:
  • 1/2 kubka blanszowanych migdałów (lub kupionych już mielonych)
  • 1/2 kubka orzechów nerkowca
  • 1/2 kubka płatków drożdżowych (do kupienia w sklepach ze zdrową żywnością i w naszym Rodzynku ;)
  • płaska łyżeczka soli morskiej
  • płaska łyżeczka czosnku granulowanego
Płatki drożdżowe to inaczej suche, nieaktywne drożdże. Są nośnikiem piątego, rozpoznawalnego przez człowieka smaku - ,,umami", dlatego dobrze podkręcają aromaty potraw. Nie wiem do końca, czy są super zdrowe, ale są bogate w witaminy z grupy B, więc służą skórze, włosom i paznokciom. Pamiętam, że mama posypywała mi nimi kanapki ,,dla zdrowia" i chociaż to drożdże nieaktywne, wyrosłam okazale :) 

Składniki łączymy i miksujemy na proszek, przechowujemy w szczelnym naczyniu/słoiku. Smacznego!


sobota, 15 listopada 2014

Krem z pieczonej papryki.

Kolejna wariacja  na temat pieczonej papryki. Tym razem banalna zupa-krem. Coś jest w tych kremo-papkach... Gdy nie jemy zwierząt ani produktów odzwierzęcych, wydaja się być bardziej pożywne od zwykłych ,,wodnistych" zup, a ich kremowatość przypomina o istnieniu śmietany :) Poza tym, po prostu smakują mi bardziej i ręka sama rwie się do blendera!

Składniki:
  • 5 czerwonych papryk
  • 2 cebule
  • 3 ząbki czosnku
  • 1/2 litra bulionu warzywnego (może być z kostki lub z mojego przepisu)
  • 1 łyżeczka sproszkowanej słodkiej papryki
  • 1/2 łyżeczki pieprzu cayenne
  • 1/2 łyżeczki ostrej papryki
  • odrobina papryki wędzonej (sam koniuszek łyżeczki)
  • filiżanka passaty pomidorowej
  • łyżeczka octu jabłkowego/winnego
  • łyżka oliwy
  • sól do smaku
Paprykę kroimy na ósemki, pozbawiając ja przy tym nasion. Cebulę kroimy w grubszą kostkę lub piórka. Pieczemy je skropione oliwą na papierze do pieczenia, w temperaturze 190 stopni, około 30-40 minut. Papryka ma być miękka i mieć lekko przypalone końce. Po upieczeniu gorącą paprykę przekładamy do szczelnego naczynia/worka i zostawiamy na kilkanaście minut. To pomoże w obieraniu jej ze skórki. Obraną paprykę i cebulę miksujemy na gładką papkę, dodajemy passatę, bulion, przyprawy, ocet i czosnek. Solimy do smaku i zagotowujemy. Możemy podać z czipsami z jabłek. Smacznego!



Pasta z pieczonej papryki.

Pasta z pieczonej papryki i bakłażana, lub jak kto woli ajwar. Wariantów może być mnóstwo i z pewnością będą pojawiać się na blogu. Tym razem ajwar lekko skręcił w stronę bliskowschodniej pasty baba ghanoush, bo dodałam tahinę. Proste, smaczne i wielofunkcyjne smarowidło. Można dodawać do potraw wszelakich, smarować kanapkę, jeść z warzywami lub używać zamiast kupnego keczupu, co szczególnie polecam :)


Składniki:
  • 3 duże papryki
  • 1 duży bakłażan
  • 2 łyżki pasty sezamowej (tahiny)
  • 4 łyżki passaty pomidorowej
  • 4 ząbki czosnku
  • 1 łyżka oliwy 
  • 1/2 łyżeczki słodkiej papryki, sól, pieprz do smaku
Bakłażana myjemy i kroimy w dużą kostkę, papryki pozbawiamy gniazd nasiennych i dzielimy na ósemki. Kładziemy warzywa na blaszce z papierem do pieczenia, skrapiamy oliwą i pieczemy w temperaturze 200 stopni. Po półgodzinie wyciągamy bakłażana, paprykę zostawiamy jeszcze na parę minut. Ma być miękka i mieć delikatnie przypalone końce. Upieczoną paprykę od razu przekładamy do szczelnie zamykanego naczynia/worka i zostawiamy w nim kilkanaście minut (może być dłużej). Dzięki temu zabiegowi, bez problemu ściągniemy z niej cienką skórkę, co tez robimy w następnym kroku. Miksujemy warzywa z resztą składników na możliwie gładka pastę, doprawiamy. Chłodzimy i przechowujemy w lodówce. Możemy podawać posypaną czarnuszką i skropioną oliwą. Smacznego!



czwartek, 13 listopada 2014

Trufle daktylowe

Kolejna słodkość przygotowana na spotkanie Wegeneratów. Kuleczki pełne energii i smaków, z którymi można samemu kombinować, zmieniając wnętrze lub posypki. No i nawet przedszkolaki wiedzą, że toczenie kulek to rewelacyjne zajęcie :)


Składniki (30 sztuk):
  • kopiasty kubek daktyli (miękkich albo namoczonych w odrobinie ciepłej wody)
  • kopiasta łyżka oleju kokosowego (rozpuszczonego)
  • 2 łyżki kakao
  • 2-3 łyżki syropu z agawy lub innego płynnego słodzidła
  • 100 gramów migdałów
  • 100 gramów orzechów włoskich
  • opakowanie marcepanu spożywczego 150 gr (opcjonalnie)
  • różne posypki (np. podprażony sezam, podprażone wiórki kokosowe, pokruszone migdały, cynamon, kakao)

Miksujemy orzechy włoskie na drobne okruszki, dodajemy namoczone daktyle, roztopiony olej, syrop i kakao. Miksujemy wszystko na gładką masę. Odstawiamy do lodówki na 2-3 godziny. W międzyczasie, jeśli chcemy użyć marcepanu, oblepiamy szczyptą marcepanu każdy migdał i toczymy małe kuleczki, które potem będą naszym nadzieniem.


Można też pominąć marcepan i do środka włożyć tylko migdały, albo co tylko przychodzi nam do głowy. Gdy masa daktylowa stężeje, każdą przygotowaną wcześniej kulkę marcepanową oblepiamy masą daktylową i toczymy w dłoniach większe kulki (czynność ułatwia zwilżenie dłoni wodą). Gotowe obtaczamy w dowolnych posypkach. Ja użyłam podprażonych wiórków kokosowych i sezamu, cynamonu, kakao i potłuczonych migdałów. Odkładamy do lodówki na godzinę. Smacznego!




niedziela, 9 listopada 2014

Pudding chia.

Ostatnio odkryłam zdrową alternatywę dla lubianego przeze mnie budyniu. Wiem, że nasza piękna Polska kartoflem stoi i skrobii (głównego składnika budyniów z proszku) się nie boimy. Jednak dla osób starających się uzyskać bądź utrzymać linię, jakakolwiek by nie była (i linia i skrobia), to nie jest produkt idealny. Rozwiązując ten kryzys na szeroką skalę, polecam zaopatrzyć się w magiczne nasionka szałwii hiszpańskiej - pseudonim operacyjny Chia. Pochodzi z Ameryki Południowej, a o jej prozdrowotnych właściwościach można poczytać na wielu stronach i blogach. Ja dla niewtajemniczonych ujawnię tylko tyle, że chia pochłania niewiarygodne ilości płynów, wobec czego przydaje się do różnych kuchennych sztuczek. Jedną z nich jest ten oto smaczny, budyniowaty, zdrowy deser. Z wariacjami można szaleć do woli :)


Składniki (na 1 porcję):
  • 1/4 puszki mleka kokosowego
  • 1/3 kubka mleka migdałowego
  • 3 łyżki nasion chia
  • 1 łyżka kakao
  • 1 łyżka miodu/syropu z agawy/ryżowego/melasy z karobu
  • 1 łyżeczka esencji waniliowej
  • mikroszczypta soli
Mieszamy wszystkie składniki  i wstawiamy na kilka godzin/na noc do lodówki. Mieszam je bezpośrednio w blenderze, ponieważ kolejny krok to ich zmiksowanie. Po upływie czasu uzyskujemy sztywną, budyniowatą masę, Miksujemy ją, by nie było czuć malutkich śliskich nasionek. No, chyba że komuś one sprawią przyjemność :) Ponownie schładzamy, tym razem może być znacznie krócej. Gotowe! Posypujemy wiórkami gorzkiej czekolady lub tak jak ja, kawałkami ziaren kakaowca. Smacznego!




Chili con veggie.

Wegańska wersja sycącej meksykańskiej potrawy. Mój domowy mięsożerca stwierdził, że nie brakuje mu w niej mięsa, więc misja zakończona sukcesem. Oczywiście ideałem byłoby, gdybym namoczyła suchą fasolę i ją potem ugotowała... Niestety nie należę do elitarnej grupy osób posiadających nadmiar czasu. To danie należy do obiadów błyskawicznych, więc część składników jest z puszek, natomiast do używania świeżych serdecznie zapraszam :)


Składniki:
  • 2 średnie cebule
  • 1 średnia cukinia
  • 1 czerwona papryka
  • puszka czerwonej fasoli
  • malutka puszka kukurydzy, albo pół zywkłej 
  • puszka pomidorów
  • 4 ząbki czosnku
  • 1/2 ostrej świeżej papryczki chili
  • 1 łyżeczka mielonego kminu rzymskiego
  • 1 łyżeczka oregano
  • 1/2 łyżeczki chili w proszku
  • 1/4 łyżeczki mielonej kolendry
  • 1/4 łyżeczki cynamonu
  • 1/4 łyżeczki kakao
  • sól do smaku
  • 2 łyżki oleju z ryżu
Cebulę, czosnek i papryczkę chili (od końca, bo koniec jest mniej ostry) kroimy drobno i szklimy na oleju razem z kuminem, chilli i kolendrą. Dodajemy paprykę i cukinię pokrojone w drobną kostkę i dusimy wszystko kilka minut, aż warzywa zmiękną. Dodajemy pomidory z puszki i resztę przypraw. Dusimy jeszcze kilka minut, na koniec dodajemy fasolę i kukurydzę. Dosalamy do smaku. Podajemy z chlebem, bezglutenowymi wegańskimi tortillami (na przykład z tego przepisu) albo naleśnikami kukurydzianymi.

Naleśniki:
  • 3/4 kubka mąki kukurydzianej
  • 1/4 kubka mąki z cieciorki
  • 1 łyżeczka skrobi ziemniaczanej
  • szklanka mleka ryżowego
  • 1 jajko
Mieszamy składniki i smażymy pierwszy naleśnik na łyżce oleju z ryżu, potem na suchej patelni (łatwo się obracają i nie przywierają). Te naleśniki są niestety bardzo smaczne tylko na świeżo, po kilku godzinach twardnieją i trochę tracą na smaku.




Domowy bulion warzywny

W zrobieniu swoich własnych ,,kostek rosołowych" nie ma żadnej filozofii. Trzeba ugotować esencjonalny wywar a potem go zamrozić. Eureka! Dla mięsożerców można dodać np. skrzydełka albo porcję rosołową i gotować je godzinę zanim doda się warzywa. Im więcej warzyw, tym lepiej, o ile ma się bardzo duży garnek :). W taki bulion trzeba zainwestować troszkę czasu i włoszczyznę, ale wystarczy zrobić to raz na miesiąc a nawet rzadziej, w zależności ile gotujemy. Prostota tego patentu wręcz powinna nas zmuszać do porzucenia kupnych kostek! Myślę, że warto - nawet kostki ze sklepów ze zdrową żywnością nigdy nie będą tak czyste od konserwantów i rafinowanych tłuszczy, jak te zrobione w domu. Te domowe, ponieważ nie zawierają glutaminianu sodu, mają na pewno mniej intensywny aromat (i bardziej naturalny:). Osobiście wolę więc zamrażać większe porcje, bo takich kostek do jednej zupy zużywa się znacznie więcej. Najlepiej sprawdzają się plastikowe kubki, ja z powodu ich braku w okolicznych sklepach, tym razem użyłam słoiczków. Wiem, wiem co przypominają te na zdjęciu... ;)


Składniki:
  • 4 średnie marchewki
  • 2 pietruszki
  • 1 duży seler
  • 1 por w całości
  • pół kapusty białej lub włoskiej
  • 3 cebule
  • 1 kalarepa
  • kilka ząbków czosnku
  • ziele angielskie, liść laurowy, sól, pieprz
  • przyprawa typu ,,warzywko" bez konserwantów (może być sól) lub mieszanka suszonych warzyw i kurkuma
Wszystkie warzywa obieramy i kroimy w krążki/kostkę. Zieloną część pora zostawiamy w całości. Jedną cebulę zostawiamy w łupince i opalamy nad gazem albo na suchej patelni aż skórka się zrumieni. Ziele angielskie i liść laurowy zawijamy w gazę i związujemy sznureczkiem (6-8 kulek i kilka listków). Zagotowujemy wszystkie warzywa i nasze zawiniątko w niezbyt dużej ilości wody (na tyle, żeby przykryła warzywa na 3-4 centymetry). Dodajemy 2-3 łyżki ,,warzywka" albo suszone warzywa i łyżeczkę kurkumy, sól i pieprz. Te przyprawy można oczywiście pominąć, jednak znacznie dodają one intensywności wywarowi. Bulion ma być wyraźnie słony, ale nie przesolony. Zmniejszamy grzanie do minimum i pozwalamy wszystkiemu radośnie pyrkać najdłużej jak się da, aż warzywa będą bardzo, bardzo miękkie a woda trochę odparuje. Wyławiamy zawiniątko, cebulę w łupinie i zielone liście pora. Odcedzamy bulion przez sitko (niezbyt dokładnie). Część płynną przelewamy do foremek do kostek lodu albo do plastikowych kubeczków, ewentualnie słoików (jeśli zamrażamy to nigdy nie napełniamy słoików do końca). Warzywa blendujemy na papkę i również porcjujemy do kubeczków/foremek/woreczków. Porcje dostosowujemy do własnych potrzeb, ja robię bardzo różne wielkości, bo raz rozmrożony bulion trzeba zużyć. Płynny bulion lepiej nadaje się do zup, w których bardziej liczy się klarowność konsystencji, albo do risotta. Papka ma użytek wielofunkcyjny, do zup kremów, sosów i innych. Zamrażamy, a przed użyciem rozpuszczamy we wrzątku albo wrzucamy bezpośrednio do potraw.

środa, 5 listopada 2014

Fajne babeczki gryczane.

Nie ma bloga kulinarnego bez przepisu na muffinki (jak ja nie lubię tej nazwy!). Pewnie dlatego, że rzecz to banalna i genialna zarazem. W przypadku babeczek nie istnieje stwierdzenie ,,nie umiem piec ciast/ciasteczek". Trzeba być wyjątkowo uzdolnionym, żeby je popsuć -znoszą modyfikacje nawet bardzo nadgorliwych jednostek. Powstają błyskawicznie i jeszcze szybciej znikają. Dziś w wydaniu bezglutenowym i wegańskim, ale uwierzcie mi - nie jest im z tego powodu przykro. Są po prostu pyszne!


Składniki (10 sztuk):
  • 1,5 kubka mąki gryczanej
  • 1/2 kubka mleka roślinnego
  • 1/3 kubka oleju z ryżu
  • 2 banany
  • 1/3 kubka cukru muscovado (albo ksylitolu, muscovado mniej zdrowy, ale podkręca smak), lub trochę więcej jak lubimy mocno słodkie
  • 1 tabliczka czekolady 90% kakao
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia (bez pszenicy, bez fosforatów, do kupienia w sklepach ze zdrową żywnością)
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1 łyżka soku z cytryny (niweluje posmak sody)
  • 1 łyżka startej skórki z cytryny
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
Mieszamy mąkę, cukier/ksylitol, proszek, sodę, cynamon. Banany rozgniatamy widelcem. W osobnym naczyniu mieszamy olej z mlekiem i sokiem z cytryny. Dodajemy banany i resztę mokrych produktów do mieszanki z mąką. Dorzucamy pokruszoną/posiekaną czekoladę i skórkę z cytryny. Mieszamy dokładnie. Wykładamy masę do foremek na duże muffinki (zostawiamy troszkę miejsca na wyrośnięcie). Pieczemy w 180 stopniach przez ok. 30 minut, aż będą wyrośnięte i pięknie popękane :) Smacznego!




poniedziałek, 3 listopada 2014

Prosta zupa z soczewicy.

Pikantna, rozgrzewająca zupa, prosta jak budowa ziarenka soczewicy. Wiem, że dla osób gotujących, przepis na zupę jest w zasadzie zbędny - każdy z nas ma inny smak i swój sposób przyprawiania, a wrzucenie warzyw do garnka to żaden wyczyn. Was może chociaż zainspiruję :) Jednak dla osób nieco bardziej upośledzonych kulinarnie jest to przepis idealny - ta zupa nie wymaga żadnej inwencji twórczej by była smaczna i wyrazista. Jedyne czego potrzeba, to pasta curry. Może być żółta, czerwona lub zielona - tej zupie odpowiada przyjaźń z każdą z nich. Pastę można kupić w każdym większym markecie, ja swoją nabyłam w czasie tygodnia azjatyckiego w Lidlu (akurat zieloną). Polecam, bo jak na produkty serwowane podczas tej imprezy ma zaskakująco dobry skład, bez zbędnych syfów. Czytajcie etykietki kupując i nie oszczędzajcie - taka pasta może stać w lodówce kilka miesięcy, więc warto zainwestować w dobrą.


Składniki (na duży garnek, 5-6 litrów):
  • 4 łyżki pasty curry (jeśli macie inną niż ta z lidla, dajcie mniej a potem ewentualnie dodajcie pod koniec produkcji)
  • 2 łyżki oleju z ryżu
  • 1 duża cebula
  • 1 biała część pora
  • 3 marchewki
  • 1 duża pietruszka
  • pół dużego selera
  • 2 papryki w różnym kolorze
  • puszka pomidorów
  • 3 kubki ugotowanej czerwonej soczewicy
Soczewicę płuczemy dokładnie pod bieżącą wodą, następnie gotujemy do miękkości ze szczyptą kminku i szczyptą cząbru. Nie solimy wody. 
W tak zwanym międzyczasie, w dużym garnku szklimy pokrojoną w kostkę cebulę, wraz z olejem i pastą curry. Dodajemy resztę pokrojonych warzyw i pomidory z puszki. Podlewamy wszystko wodą i dusimy pod przykrywka aż warzywa zmiękną. Na koniec dodajemy ugotowaną soczewicę i dopełniamy garnek bulionem lub wodą, w zależności od stopnia słoności posiadanej pasty. Zagotowujemy. Podajemy ze świeżą kolendra lub bez :). Smacznego!



niedziela, 2 listopada 2014

Chleb z pieczonym czosnkiem.

Prosty, bezglutenowy chlebek. Zdrowszy proszek do pieczenia (na bazie kamienia winnego) kupicie w naszym sklepiku albo w internecie. Można też oczywiście użyć zwykłego. Przy pierwszym podejściu próbowałam upiec go bez jaj, zastępując je po wegańsku zaparzonym siemieniem lnianym, ale wyszedł kompletny zakalec - nie polecam próbować. Chleb jest wytrawny i wilgotny, z chrupiącą skórką, idealnie pasuje do miski gorącej zupy :)


Składniki:
  • 2 główki upieczonego czosnku
  • 1 i 1/4 kubka mąki gryczanej
  • 1 i 1/4 kubka innej mąki - u mnie mąka z amarantusa
  • 3 łyżki stołowe dowolnych ziół - u mnie rozmaryn, tymianek, oregano, wiórki suszonych pomidorów
  • 1/4 łyżeczki świeżo zmielonego pieprzu
  • 1/2 łyżeczki soli morskiej
  • 1 łyżka bezglutenowego proszku do pieczenia
  • 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej 
  • łyżka soku z cytryny (likwiduje posmak sody)
  • 2 jajka
  • 1 i 1/4 kubka mleka roślinnego lub zwykłego
  • 1/3 kubka oliwy lub oleju z ryżu
Najpierw pieczemy całe główki czosnku w temperaturze 180 stopni, około 30-40 minut, aż zmiękną. Następnie w jednej misce mieszamy wszystkie suche składniki, a w drugiej roztrzepujemy jajka i mieszamy z mlekiem, oliwą i sokiem z cytryny. Dodajemy płynne do suchych i dokładnie mieszamy. Na koniec wrzucamy obrane ząbki upieczonego czosnku - trzeba je wmieszać delikatnie, żeby się nie rozpadły. Wylewamy masę do foremki wyłożonej papierem do pieczenia, wygładzamy wierzch i posypujemy szczyptą rozmarynu. Pieczemy w rozgrzanym do 190 stopni piekarniku aż do ,,suchego patyczka" (dla nieświadomych - wtykamy drewniany patyczek/długą wykałaczkę w środek i sprawdzamy, czy po wyciągnięciu nie zostaje na nim ciasto:), około 60-80 minut w zależności od piekarnika. Jeśli będzie już mocno rumiany z wierzchu, a środek nadal płynny, polecam wyłączyć termoobieg i dopiekać go trochę dłużej tylko z grzałką nastawioną na góra/dół. Smacznego!