Spóźnione, lecz szczere,
rekomendacje świąteczne.
Nie ma co się oszukiwać. Zostały dwa
dni, więc niczego z Internetu nie zamówimy.
Co nam pozostaje w mieście Opole?
Jeśli nie zależy nam na sikaczach z Biedronki typu Kadarka albo
kultowa niegdyś Sophia Melnik, ale nie chcemy też "wydziwiać"?
Czterech do brydża, czyli Carlo Rossi,
Jacobs Creek, Sutter Home, Casillero del Diablo. Dlaczego te wina? Bo
są to wina fabryczne, dostepne wszędzie, niedrogie i przewidywalne;
nie bez przyczyny mówi się na takie (szczególnie na Carlo Rossi)
McWino. Czyli nie będzie poruty przed rodziną, wino jest zawsze
takie samo, nie straszne mu roczniki, siedliska (jak chcecie
zaszpanować, mówcie "terroir" – czyli po prostu
miejsce, gdzie rosną winogrona na to wino), nieważne z jakich
winogron je zrobili, bo to i tak był skup ogólnoludzki od jakichś
czterech tysięcy hodowców...
Jeżeli na obiedzie w pierwszy dzień
świat będzie ciocia z wujkiem, to polecam Carlo Rossi – bo nie
będzie, jak to się mówi, "kwaśne" (CR to wino
półwytrawne).
Jeżeli jednak nie miałbym wyboru i
musiał nabyć wino z fabryki, a nie jakieś bardziej charakterne
(przez analogię, czym się to różni – tym samym, co jajka z
przemysłowej fermy, a nie od "chłopa" co puszcza kury po
podwórku) – to wziąłbym Jacobs Creek. Jest trochę mniej
anonimowe od pozostałych... Kilka opisów można przeczytać tutaj.
No, chyba, że chcecie wydać więcej,
to proponuję Missiones de Rengo z Chile, takie ze złotym krzyżem
na okładce, cena tak ok. 45-50, w każdym Realu stoi i w innych też.
W Biedronie natomiast można bez obawy wydać pieniądze na Marques
de Borba, albo Montebueno.
To było o czerwonych. A białe do
ryby, białe do ryby, białe.... Ta narracja już jest podobno
nieaktualna, bo mamy postmodernizm, można pić nawet koniak do
śledzia, tym niemniej białe do ryby nadal pasuje. I tu się
zdziwimy – możecie włożyć do lodówki Orvieto z Biedronki za...
9,99 – i nie będzie źle. (dla cioci z wujkiem – dać białe
Carlo Rossi, oczywiście PÓŁwytrawne).
Gdyby szukać czegoś bardziej jednak
indywidualnego, to każdy Sauvignon Blanc z Nowej Zelandii na ten
przykład, będzie ciekawy dla początkującego winomaniaka.
Przeglądajcie półki w różnych Tesco i Auchanach, albo weźcie
coś od Konrada u Kondrata, w Opolu może jeszcze być w sklepie na rogu Ozimskiej i Dubois.
(Sprawdzę, to wyjaśnię).
No i na koniec coś do deseru. Do
wetów, jak to niegdyś mówiono. Słodkie? No tak, słodkie. Ja
wybrałem Taylor's Late Bottled Vintage Port 2007 z Almy. Dlaczego?
Bo tanio było. Się naprawdę się opłaca się w Almie się
szarpnąć się na wino powyżej 100 zł, bo dają 40% rabatu (tylko z kartą konesera, można wyrobić na miejscu). To
porto kosztowało 109, zapłaciłem 65. A to już jest wyżej niż
najniższa półka, na przykład jakieś zlewki, które stoją w
Biedronce (mam na myśli porto, a nie wszystkie wina z Owada). LBV
oznacza, że wlali je do butelek parę lat po zbiorze i winifikacji,
że spędziło ten czas w beczkach – w tym przypadku 5 lat (2007 –
2012) i ma pewną szlachetność. Trochę taki likierek, bo to jest
20% alkoholu. I teraz uwaga – takie słodkie wino można pić także
do niebieskich serów pleśniowych! Tak. Dlaczego? Bo tworzą, w
skrócie, ładny kontrapunkt - kwaśne (wytrawne wino) ze słonym (ser pleśniowy) zagryzą się wzajemnie! Można o tym poczytać TUTAJ albo gdziekolwiek indziej, najlepiej TU.
Mały foto-komiks z Taylor's zobaczcie,
jeśli chcecie -> tutaj.
Jeszcze słówko o Almie – bo to w
Opolu jeden z 3 (słownie : trzech) sklepów specjalistycznych z
winem: sporo przecen; przywieszki z napisami "dobre do ryby"
albo "dobre do mięsa" to oczywiście chwyt marketingowy,
ale zręczny i wina te nie powinny rozczarować, szczególnie, że
redukcje cenowe znaczne.
Wesołych Świąt!
Piotr
A to stare księgi frachtowe firmy Taylor's (porto wymyślili Anglicy), można je obejrzeć w wytwórni, i tamże popróbować win i zwiedzić. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz