niedziela, 21 grudnia 2014

Winny Ojciec odc. 3


Spóźnione, lecz szczere, rekomendacje świąteczne.

­­
Nie ma co się oszukiwać. Zostały dwa dni, więc niczego z Internetu nie zamówimy.

Co nam pozostaje w mieście Opole? Jeśli nie zależy nam na sikaczach z Biedronki typu Kadarka albo kultowa niegdyś Sophia Melnik, ale nie chcemy też "wydziwiać"?

Czterech do brydża, czyli Carlo Rossi, Jacobs Creek, Sutter Home, Casillero del Diablo. Dlaczego te wina? Bo są to wina fabryczne, dostepne wszędzie, niedrogie i przewidywalne; nie bez przyczyny mówi się na takie (szczególnie na Carlo Rossi) McWino. Czyli nie będzie poruty przed rodziną, wino jest zawsze takie samo, nie straszne mu roczniki, siedliska (jak chcecie zaszpanować, mówcie "terroir" – czyli po prostu miejsce, gdzie rosną winogrona na to wino), nieważne z jakich winogron je zrobili, bo to i tak był skup ogólnoludzki od jakichś czterech tysięcy hodowców...

Jeżeli na obiedzie w pierwszy dzień świat będzie ciocia z wujkiem, to polecam Carlo Rossi – bo nie będzie, jak to się mówi, "kwaśne" (CR to wino półwytrawne).

Jeżeli jednak nie miałbym wyboru i musiał nabyć wino z fabryki, a nie jakieś bardziej charakterne (przez analogię, czym się to różni – tym samym, co jajka z przemysłowej fermy, a nie od "chłopa" co puszcza kury po podwórku) – to wziąłbym Jacobs Creek. Jest trochę mniej anonimowe od pozostałych... Kilka opisów można przeczytać tutaj.

No, chyba, że chcecie wydać więcej, to proponuję Missiones de Rengo z Chile, takie ze złotym krzyżem na okładce, cena tak ok. 45-50, w każdym Realu stoi i w innych też. W Biedronie natomiast można bez obawy wydać pieniądze na Marques de Borba, albo Montebueno.

To było o czerwonych. A białe do ryby, białe do ryby, białe.... Ta narracja już jest podobno nieaktualna, bo mamy postmodernizm, można pić nawet koniak do śledzia, tym niemniej białe do ryby nadal pasuje. I tu się zdziwimy – możecie włożyć do lodówki Orvieto z Biedronki za... 9,99 – i nie będzie źle. (dla cioci z wujkiem – dać białe Carlo Rossi, oczywiście PÓŁwytrawne).

Gdyby szukać czegoś bardziej jednak indywidualnego, to każdy Sauvignon Blanc z Nowej Zelandii na ten przykład, będzie ciekawy dla początkującego winomaniaka. Przeglądajcie półki w różnych Tesco i Auchanach, albo weźcie coś od Konrada u Kondrata, w Opolu może jeszcze być w sklepie na rogu Ozimskiej i Dubois. (Sprawdzę, to wyjaśnię).

No i na koniec coś do deseru. Do wetów, jak to niegdyś mówiono. Słodkie? No tak, słodkie. Ja wybrałem Taylor's Late Bottled Vintage Port 2007 z Almy. Dlaczego? Bo tanio było. Się naprawdę się opłaca się w Almie się szarpnąć się na wino powyżej 100 zł, bo dają 40% rabatu (tylko z kartą konesera, można wyrobić na miejscu). To porto kosztowało 109, zapłaciłem 65. A to już jest wyżej niż najniższa półka, na przykład jakieś zlewki, które stoją w Biedronce (mam na myśli porto, a nie wszystkie wina z Owada). LBV oznacza, że wlali je do butelek parę lat po zbiorze i winifikacji, że spędziło ten czas w beczkach – w tym przypadku 5 lat (2007 – 2012) i ma pewną szlachetność. Trochę taki likierek, bo to jest 20% alkoholu. I teraz uwaga – takie słodkie wino można pić także do niebieskich serów pleśniowych! Tak. Dlaczego? Bo tworzą, w skrócie, ładny kontrapunkt - kwaśne (wytrawne wino) ze słonym (ser pleśniowy) zagryzą się wzajemnie! Można o tym poczytać TUTAJ albo gdziekolwiek indziej, najlepiej TU.

Mały foto-komiks z Taylor's zobaczcie, jeśli chcecie -> tutaj.

Jeszcze słówko o Almie – bo to w Opolu jeden z 3 (słownie : trzech) sklepów specjalistycznych z winem: sporo przecen; przywieszki z napisami "dobre do ryby" albo "dobre do mięsa" to oczywiście chwyt marketingowy, ale zręczny i wina te nie powinny rozczarować, szczególnie, że redukcje cenowe znaczne.

Wesołych Świąt!
Piotr

 Na zdjęciu jest kawałek katedry w Orvieto, (to absolutny wzlot ducha ludzkiego, wyżyny sztuki, niezależnie od wierzenia bądź niewierzenia) ) bo w końcu co, nalepki z win można sobie zobaczyć w sklepie....:)

A to stare księgi frachtowe firmy Taylor's (porto wymyślili Anglicy), można je obejrzeć w wytwórni, i tamże popróbować win i zwiedzić.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Piegusek z owocami.

Kolejny bezglutenowy wypiek przygotowany na kiermasz świąteczny, na którym serwowany był z ramienia Opolskiej Blogosfery Kulinarnej - od niedawna mam zaszczyt zasilać jej szeregi! Przepis inspirowany (po mojemu zmodyfikowany) książką ,,Kuchnia polska bez pszenicy" - bardzo polecam! Wiele smacznych i prostych pomysłów. Przygody, pomimo książkowego wsparcia i tak były - pierwsza próba wylądowała w śmietniku. Ciasto spaliło się z wierzchu i na bokach, a w środku pływało - być może z powodu moich modyfikacji. Przy drugim podejściu trzymałam się kurczowo proporcji z przepisu. Upiekło się bez problemu! Soczyste bluzgi rozległy się po kuchni dopiero gdy zauważyłam, że zapomniałam dodać mleka i oleju...Wersja bez płynu i tłuszczu była smaczna, więc jestem przekonana, że z tymi składnikami jest po prostu mega pysznie! :)


Składniki:
  • 150 gramów mąki ryżowej
  • 100 gramów mąki gryczanej
  • 100 ml oleju (u mnie ryżowy)
  • 100 ml mleka ryżowego waniliowego (lub innego mleka)
  • 100 gramów ksylitolu
  • 70 gramów suchego maku
  • 3 wiejskie jajka
  • 1 łyżka ekstraktu z wanilii
  • sok z połówki cytryny
  • skórka otarta z jednej cytryny
  • 1 czubata łyżeczka bezglutenowego proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • owoce - mogą być mrożone lub z kompotu, u mnie domowe wiśnie ze słoika i mrożone truskawki

Owoce rozmrażamy lub myjemy i pozostawiamy na sitku do odsączenia. 
Mak zalewamy gorącą wodą i namaczamy kilkanaście minut lub dłużej.

Żółtka ucieramy w misce z ksylitolem, dodajemy do nich olej i mleko. Białka ubijamy na sztywno ze szczyptą soli. Łączymy wszystko razem i delikatnie mieszamy.Dodajemy odsączony namoczony mak, skórkę i sok z cytryny, esencję waniliową. 

Na koniec wsypujemy powoli mąkę z proszkiem do pieczenia. Dokładnie, ale delikatnie mieszamy, żeby ciasto zachowało puszystość. Wylewamy ciasto na tortownicę lub blaszkę (u mnie 26 cm średnicy) wyłożoną papierem do pieczenia. Na wierzchu gęsto układamy owoce i lekko wciskamy je w ciasto. 

Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez ok. 40 minut, aż wierzch będzie złoty, a patyczek suchy. Przestudzone ciasto możemy posypać cukrem pudrem z ksylitolu albo oblać ksylitolowym lukrem. Smacznego!




Ciasto czekoladowo - buraczkowe.

Ciasto dla fanów Czekolady i hejterów Buraka - baaaaardzo czekoladowe, a buraczek baaaardzo w tle. Alternatywa dla świątecznych tradycyjnych wypieków, bezglutenowe, mokre (dzięki buraczkom) i ciężkie, naprawdę pełne czekolady. Jestem pewna, że zasmakuje w nim każdy!


Składniki:
  • 2 średnie buraki
  • 100 gramów czekolady gorzkiej bez cukru
  • 200 gramów czekolady gorzkiej minimum 70% kakao
  • 250 gramów masła (prawdziwego!)
  • 4 jajka o temperaturze pokojowej
  • szklanka ksylitolu lub 3/4 szklanki cukru trzcinowego
  • 1 szklanka mąki ryżowej
  • 1 łyżka esencji waniliowej
  • szczypta soli
  • 1 łyżeczka kamienia winnego + 0,5 łyżeczki sody oczyszczonej + 1 łyżka soku z cytryny (lub 1 łyżeczka bezglutenowego proszku do pieczenia)
  • 1 szklanka posiekanych orzechów włoskich (opcjonalnie)

Buraki myjemy i pieczemy nieobrane ze skórki w 180 stopniach około 40-60 minut, aż zmiękną. Następnie studzimy i ścieramy na tarce o drobnych oczkach.

Masło i czekoladę powoli rozpuszczamy w rondelku na małym ogniu. Pół tabliczki (tej o zawartości min. 70% kakao) zostawiamy do posiekania i dodania później. Rozpuszczoną czekoladę z masłem zostawiamy do ostudzenia w temperaturze pokojowej (ok.20 minut).

Jajka i cukier ubijamy aż do uzyskania jasnej masy. Dodajemy przestudzoną czekoladę z masłem, mieszamy. Powoli dodajemy mąkę z solą i proszkiem do pieczenia. Mieszamy na gładką masę. Na koniec dodajemy utarte buraczki, posiekane pół tabliczki czekolady i opcjonalnie orzechy. Delikatnie mieszamy.

Pieczemy 40-50 minut w 180 stopniach (aż ciasto nie będzie w dużych ilościach zostawało na suchym patyczku i nie będzie spalone z wierzchu:). Studzimy w formie. Czekoladowa uczta gotowa! 

Moje ciasto udekorowałam polewą czekoladową i farbką do ciast - niestety nie posiadam zdjęć wnętrza, musiało bowiem dotrwać w całości do świątecznego kiermaszu, na który je przygotowałam :). 

piątek, 12 grudnia 2014

Tarta z kremem dyniowo - daktylowym.

Mocno słodka i korzenna tarta, myślę że byłoby jej miło w towarzystwie jakiejś kwaskowatej konfitury (na przykład z pomarańczy). Poczyniona w przypływie radości z kilkudziesięciu minut czasu wolnego i od razu oddana w dobre ręce, żeby nie kusiła :).


Składniki (na formę o średnicy 25cm.):
  • 250 gramów mąki gryczanej
  • szczypta soli
  • 100 gramów oleju kokosowego lub masła
  • 5 łyżek miodu
  • 1 jajko
Składniki na krem:
  • 600 gramów obranej i pokrojonej w kostkę dyni (najlepiej piżmowej)
  • laska cynamonu
  • pół szklanki wody
  • kopiasty kubek suszonych daktyli
  • szczypta soli
  • 1 łyżka melasy z karobu (lub innej, może też być miód)
  • 1 łyżka oleju kokosowego
  • 4 łyżki cukru muscovado
  • 2 łyżeczki mielonego cynamonu
  • 1 łyżeczka mielonych goździków
  • 1/3 łyżeczki mielonego kardamonu
  • pół gałki muszkatołowej utartej lub mielonej

Składniki na ciasto zagniatamy szybko w jednolitą masę, odstawiamy do lodówki na pół godziny. Posmarowaną olejem formę na tartę wylepiamy ciastem i pieczemy w temperaturze 175 stopni około 15 minut na złoty kolor. Nie spiekamy zbyt mocno, bo później będziemy ją jeszcze dopiekać.

Obraną i pokrojoną w kostkę dynię dusimy do miękkości z 1/2 szklanki wody i laską cynamonu. Dusimy bez pokrywki, żeby woda odparowywała, od czasu do czasu mieszamy. Gdy dynia będzie miękka, wyjmujemy cynamon i miksujemy ją blenderem na gładką masę.

Daktyle namaczamy w niewielkiej ilości wody (kilkanaście minut im wystarczy), następnie miksujemy z łyżką melasy i łyżką rozpuszczonego oleju kokosowego na możliwie gładką pastę.

Uduszoną dynię, daktylową pastę i 4 łyżki cukru muscovado łączymy razem na patelni. Podgrzewamy krem, cały czas mieszając, aż zacznie się karmelizować i będzie gęsty. Na koniec dodajemy przyprawy.

Gotowy krem wykładamy na upieczony spód, wyrównujemy z wierzchu i zapiekamy jeszcze około 10 minut. Dekorujemy orzechami lub owocami. Smacznego!




środa, 10 grudnia 2014

Żurek z Jasiem.

Śląski klasyk po mojemu - żurek  w wersji wege (zastosowałam masło do podduszenia cebulki, można zastąpić czymś roślinnym i będzie wegańsko) ale niepozbawiony sycącego wkładu - mojego ukochanego pięknego Jasia. Użyłam żurku kupnego, firmy Luniak. Dla Opolan do nabycia u nas w Rodzynku, ale widywałam go też w innych sklepach. Jest naturalny, gęsty i zawiesisty, jak dla mnie rewelacja. Do tego dobry bulion, fasolka, duuużo czosnku i majeranku. Nie spodziewałam się, że bez kiełbasy, jajka i śmietany będę zadowolona, jednak potrafię jeszcze zaskoczyć samą siebie!


Składniki (na duży garnek - 4 litry):
  • żytni zakwas na żurek - sklepowy lub domowy, ja kupuję ten
  • 1 duża włoszczyzna (z kapustką!)
  • 2 marchewki
  • 2 duże cebule
  • 1,5 główki czosnku
  • 2 łyżki masła klarowanego
  • 400 gramów ugotowanej fasoli piękny jaś (waga po ugotowaniu!)
  • garść suszonych grzybów, najlepiej prawdziwków
  • liść laurowy, ziele angielskie, sól, pieprz, majeranek
  • dwie porcje bulionu z tego przepisu, inny własny bulion lub kostki bulionowe
Fasolę moczymy na noc, następnego dnia płuczemy i gotujemy do miękkości w świeżej wodzie z łyżeczką cząbru i łyżeczką kminku (ułatwiają trawienie strączków). Marchew, pietruszkę i seler kroimy w krążki i kostkę, kawałek kapusty i pora zostawiamy w całości. Gotujemy włoszczyznę z kilkoma listkami laurowym, kulkami ziela angielskiego i szczyptą soli.

Cebulę kroimy w kostkę, ząbki z jednej główki obieramy i kroimy na mniejsze kawałki (ale nie drobno). Cebulę szklimy na maśle, następnie dodajemy czosnek i podsmażamy wszystko na złoto, dodajemy do włoszczyzny. 

Gdy warzywa zmiękną, wyjmujemy kapustę i pora. Dodajemy bulion według uznania - zależy czy wolimy zupy tak zwane gęściochy czy rzadziochy - ja wybieram to pierwsze :). Dodajemy żurek, energicznie mieszamy aż połączy się z zupą, zagotowujemy. 

Na koniec wrzucamy fasolę i doprawiamy wszystko solidnie pozostałym czosnkiem, świeżo zmielonym pieprzem i otartym w dłoniach majerankiem. Solimy do smaku. Pamiętajmy, że im dłużej gotuje się świeży czosnek, tym bardziej traci on ostrość i aromat, a długo gotowany pieprz robi się gorzki. Zupa gotowa, smacznego!




piątek, 5 grudnia 2014

Pierniczki Gryczane.

Proste, korzenne, dosyć twarde, ale bardzo chrupiące ciasteczka z mąki gryczanej. Myślę, że bez większego wstydu mogą grać rolę bezglutenowych, wegańskich pierniczków w nadchodzące Święta :).

Składniki:
  • 300 gramów maki gryczanej (z niepalonej gryki)
  • 150 gramów oleju kokosowego lub masła
  • 1 rozgnieciony widelcem banan
  • 5 łyżek syropu z agawy bądź innego słodzidła
  • 3 łyżki cukru muscovado
  • szczypta soli
  • 2 łyżki cynamonu
  • 1 łyżka imbiru w proszku
  • 1 łyżka potłuczonych/mielonych goździków
  • 1 łyżka gałki muszkatołowej
  • 1/2 łyżki mielonego kardamonu, lub 4 potłuczone ziarenka
  • 1 łyżka kakao
Składniki na polewę:
  • 1/4 szklanki melasy z karobu (można zastąpić inna melasą - z karobu ma kakaowy smak, więc wychodzi super no i jest zdrowa:)
  • 2 łyżki kakao
  • 3 łyżki oleju kokosowego
Składniki (olej najlepiej w jak najtwardszej formie, można tez użyć masła) zagniatamy możliwie szybko w jednolite ciasto. Chodzi o to, żeby pod wpływem ciepła naszych dłoni olej się całkiem nie rozpuścił, bo ciasto będzie się rozpadać i kleić do rąk. Gotowa kulkę ciasta chłodzimy w lodówce 30 minut lub dłużej. 

Schłodzone ciasto dzielimy na części. Na silikonowej macie lub stolnicy, podsypując maka gryczaną, wałkujemy cienkie placki (nie grubsze niż 0,5 centymetra). Ciasto do wałkowania cały czas trzymamy w lodówce, dobierając z niej kolejne porcje w miarę postępu prac :-). Wycinamy dowolne kształty i pieczemy na blasze wyłożonej papierem około 15 minut w temperaturze 175 stopni. Bacznie obserwujemy piekarnik, bo ciasteczka szybko się przypalają. Są upieczone gdy lekko się zrumienią.

W garnuszku na małym ogniu  rozpuszczamy olej kokosowy, dodajemy melasę i kakao i dokładnie mieszamy trzepaczką lub widelcem. Nie zagotowujemy! Można polewę dosłodzić w miarę potrzeb. 

Gotowe ciasteczka polewamy polewą (porcja w przepisie starcza jedynie na ich pomazanie, widoczne na zdjęciach) i ładnie dekorujemy, lub jeśli nie mamy czasu, posypujemy potłuczonymi, podprażonymi migdałami :). Smacznego!




Czarna pasta.

Kolejna pasta kanapkowa na moim młodym blożku. Niestety w okresie przedświątecznym jestem kompletnie pochłonięta pracą i czasu na blogowanie zwyczajnie brak. Obiecuję poprawę po tym corocznym szaleństwie :-)

Tym razem pasta z piekła rodem - rolę główną graja bowiem czarne składniki, podkręcone ostrą papryczką chilli. Na szczególną uwagę zasługuje czarnuszka, której lecznicze właściwości znane są od setek lat w różnych częściach świata. Skondensowane kompendium wiedzy o czarnuszce dostępne jest na przykład tu i nie zamierzam kopiować tych informacji. Polecam po prostu przeczytać i przemycać czarnuchę w swojej diecie. Piszę ,,przemycać", bo niewiele znam osób, którym jej dominujący intensywny smak i zapach sprawia wyjątkową przyjemność podczas konsumpcji :). Potrafi jednak przyjemnie komponować się z chlebem (prawdziwy staropolski chleb często sypany był własnie czarnuszką) lub pieczonymi warzywami, wystarczy używać jej z umiarem. W mojej paście jej obecność jest wyczuwalna, ale nie bezczelna :)

Składniki:
  • kubek ugotowanej czarnej soczewicy
  • 70 gramów czarnych oliwek
  • 1 łyżeczka czarnuszki
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • 2 łyżki oliwy
  • 6 plasterków świeżej papryczki chilli ( + kilka do dekoracji )
  • ewentualnie sól do smaku (oliwki są słone)
Jak to w przypadku past zazwyczaj bywa, przygotowanie nie jest zbyt skomplikowane - należy zmiksować wszystkie składniki i ewentualnie dosolić do smaku :). Smacznego!



wtorek, 2 grudnia 2014

Rollsy z kotlecikami z ciecierzycy

Spring rollsy to lekka azjatycka przekąska na bazie papieru ryżowego. Oryginalnie zazwyczaj mają w środku tylko świeże warzywa, plus krewetkę lub dwie. Chciałam je trochę obciążyć, żeby posłużyły za obiad, padło na kotleciki z cieciorki i wyszła z tego niezła kuchnia fusion :) Sycąca przekąska lub wegański obiad. Wykonanie wymaga nieco cierpliwości, ale zapewniam, że warto! Są dobre również następnego dnia, więc niezjedzone można zabrać ze sobą do pracy.


Składniki:
  • opakowanie papieru ryżowego
  • świeże warzywa i kiełki wg. uznania - u mnie baby szpinak, kiełki lucerny i soczewicy, marchewka, awokado i świeża kolendra
Składniki na kotleciki:
  • 300 gramów ciecierzycy 
  • pęczek natki pietruszki
  • 5 ząbków czosnku
  • 1 łyżka kuminu (mielonego)
  • 1/2 łyżki kolendry (mielonej)
  • 1 łyżka suszonych liści kolendry
  • 1/2 łyżki chilli
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 3 łyżki soku z cytryny
  • sól, pieprz do smaku
  • olej do smażenia (u mnie ryżowy)
Składniki na sos:
  • 4 łyżki octu ryżowego
  • 4 łyżki sosu sojowego dobrej jakości
  • 1 łyżka miodu lub syropu z agawy
  • 3 łyżki oleju sezamowego
  • sól, jeśli nasz sos sojowy jest mało słony
  • 1/2 świeżej papryczki chilli
Zaczynamy od namoczenia ciecierzycy - zalewamy ją wodą i pozostawiamy na noc. Następnego dnia odsączamy z wody, płuczemy (nie gotujemy!) i miksujemy na prawie gładką masę z resztą składników. Formujemy w rękach ścisłe kulki wielkości piłeczki pingpongowej, lekko spłaszczamy i smażymy na złoto z obydwu stron. Oleju na patelni musi być sporo, około 1-1,5 centymetra i musi być naprawdę mocno rozgrzany - inaczej kotleciki zamiast się ściąć, wchłoną tłuszcz i będziemy bardzo grubi :). Odsączamy ręcznikiem papierowym nadmiar tłuszczu. Takie kotleciki są same w sobie smaczną przekąską lub obiadem, są chrupkie z zewnątrz i miękkie w środku. 

Na namoczonym (wg. instrukcji na opakowaniu) arkuszu papieru ryżowego układamy po kilka listków kolendry, szpinaku, kilka pasków z marchewki (marchewkę tniemy obieraczką do warzyw), dwa kotleciki, łyżeczkę rozgniecionego widelcem awokado, szczyptę dowolnych kiełków. Składników nie może być za dużo, bo będziemy mieć problem z zawijaniem, nie może być tez mało warzyw, bo rollsy będą suche. To był mój debiut, więc też nie osiągnęłam mistrzostwa w symetrii :). Uwaga - na początku, gdy są jeszcze wilgotne, mogą się trochę przyklejać jeden do drugiego, najlepiej układać gotowe z odstępami.

Składniki na sos miksujemy przy pomocy blendera. 

Smacznego!





czwartek, 27 listopada 2014

Winny Ojciec, odc. 2

Kolejny odcinek winiarskich rekomendacji mojego taty - Piotra. Może będzie to strzał w dziesiątkę na nadchodzący weekend? Ja zamierzam przetestować :)

Ojciec z Matką

Wyrażenie "tata z mamą", z którym to wino mi się kojarzy, jest już zajęte (kto wie co oznacza, bez guglowania?). A więc Ojciec z Matką – on postawny, barczysty (50zł, 1,5 l), ona drobniejsza (35zł, 0,75 l) – ale nazwisko się zgadza, Reserva dos Amigos, i wnętrze też, bo z jednej beczki przecież. No i pochodzenie – z Portugalii, z regionu Lizbony.

Pije się - parafrazując dawny, krakowski jeszcze "Przekrój" ("czyta się" – oznaczali co ciekawsze teksty). I do jedzenia, i na wieczór z kobietą/mężczyzną, i na spotkanie z kumplami.

Dominuje w nim owoc, co znaczy, że nie dominuje beczka, a to jest plus, zapewniam Państwa. Ma dość mocną strukturę, żywą kwasowość, alkoholu w sam raz (13%). Nic wielkiego, średnia półka, ale ... pije się! W skali 1-10 dałbym 6,5 pkt.

Nabywamy to (w Opolu) w sklepie na rogu Ozimskiej i Dubois, który kiedyś był pod patronatem aktora Marka Kondrata, ale już nie jest (choć wina od tego importera nadal tam są). Importerem jest firma M&P  - dla dociekliwych notka ze strony importera, całkiem trafna i bez ściemy:
Reserva Dos Amigos  jest kompozycją Tinta Roriz (70%), Castelão (20%) i Tinta Miuda leżakowaną przez 6 miesięcy w beczkach trzeciego użycia z dębów: francuskiego i amerykańskiego. Wino o rubinowej barwie, z delikatnymi, ceglastymi refleksami. W nosie wyczuwalne aromaty dojrzałych owoców i leśnych jagód. Usta zbalansowane, z łagodnymi  taninami, dobrą strukturą  i miękkim finiszem.

PS. Jeżeli gubią się Państwo wśród takich określeń jak "beczka", "owoc", "struktura", "kwasowość" itp. – a chcielibyście się nie gubić, polecam znakomitą pomoc naukową. Świetna rzecz, nawet na prezent pod choinkę dla początkujących winomaniaków.
--------------------------
(Winny Ojciec nie ma żadnych związków biznesowych z wymienianymi w notkach firmami)



wtorek, 25 listopada 2014

Pesto ekonomiczne.

Prawdziwe włoskie zielone pesto to bazylia, parmezan i orzeszki piniowe. Mam nadzieję, że żaden Włoch nie poczuje się urażony zbeszczeszczeniem przeze mnie tej świętej zasady. Uwielbiam pesto, więc dla własnej przyjemności pozostanę przy tej nazwie. W końcu wiele słoiczków z napisem ,,Pesto alla Genovese" spotykanych w sklepach, z rdzennego składu posiada tylko bazylię, a i w to czasem trudno uwierzyć. Na pocieszenie dodam, że dzisiejsza uweganiona wersja ma włoski akcent - (polskiego) orzecha włoskiego. Wybrałam go, bo jest znacznie tańszy i łatwiej go kupić niż pinię. Szybkie zakupy, minuta pracy i gotowe. Smacznego!


Składniki:
  • 1 dorodna bazylia w doniczce
  • pól kubka orzechów włoskich
  • 3 łyżki płatków drożdżowych (opcjonalnie, dają serowy posmak)
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 2 łyżki oleju z lnianki (lub też oliwy)
  • 2 łyżki wody
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • 1 ząbek czosnku
  • sól do smaku
Całą bazylię (łącznie z miękkimi częściami łodyg) i pozostałe składniki należy utrzeć w marmurowym moździerzu, lub zmiksować mechanicznie. Dosolić do smaku. To wszystko :) 

Placek batatowy.

Ostatnio spotkałam bataty w sklepie pod domem i mam nadzieję, że to oznaka wzrostu ich popularności, należą bowiem do najbardziej odżywczych warzyw na świecie! Słodkie ziemniaki, bo tak też się je nazywa, zawierają znacznie więcej cennych składników niż nasz tradycyjny ziemniak (choć i on bardzo zdrowy!). Dodatkowo, w trakcie wędrówki przez nasz organizm, łapią za fraki metale ciężkie i wyrzucają je z nas na zbity pysk. Moja Pani z Warzywniaka pytała się mnie co z nimi zrobić. Smak maja raczej mdły i słodkawy, mnie przypomina on bardziej dynię niż ziemniaka. Przez ten smak nie są dla mnie idealnym dodatkiem do obiadów, chociaż podane samodzielnie, pieczone z ziołami są bardzo smaczne. Można je też traktować tak jak dynię w deserach, albo jeść ugotowane na parze, polane mlekiem kokosowym i słodkim syropem, posypane prażonym sezamem. Można też, tak samo jak dynię czy marchewkę, wykorzystywać je w wypiekach. Dziś przedstawiam bataty w takiej właśnie odsłonie - prosty placek, będący fajną zagryzką do sałaty, samodzielną przekąską lub towarzyszem hummusu czy innych smarowideł.


Składniki (tartownica 23cm):
  • 3 duże bataty (ok. 500 gr)
  • kubek ugotowanej kaszy quinoa lub innej pozostałej z obiadu :)
  • 1 łyżka mąki z ciecierzycy
  • 3 łyżki oliwy
  • 4 ząbki czosnku
  • 1,5 łyżki siemienia lnianego namoczonego w 3 łyżkach wrzątku
  • 1 łyżeczka bazylii
  • 1 łyżeczka oregano
  • 1/2 łyżeczki rozmarynu
  • 8 suszonych pomidorów odsączonych z oliwy
  • sól
Bataty obieramy i kroimy w kostkę, gotujemy na parze do miękkości. Następnie mieszamy z ugotowaną kaszą i resztą składników. Foremkę smarujemy oliwa lub olejem z ryżu, wykładamy gotową masę i formujemy ścisły placek grubości 1-1,5cm. Pomidory pokrojone na mniejsze kawałki układamy na wierzchu i delikatnie wciskamy w ciasto. Pieczemy w temperaturze 200 stopni około 30 minut, aż placek będzie rumiany. Kroimy i jemy po wystudzeniu. Smacznego!





środa, 19 listopada 2014

Pasztet z fasoli orzechowo - gruszkowy.

Kolejny genialny i niestety nie mój pomysł. Pasztetu spróbowałam na spotkaniu opolskich wegetarian i zdecydowanie wygrał ze wszystkimi innymi serwowanymi potrawami. Przepisu nie miałam, więc odtwarzałam go z głowy, zmieniając opcję na wegańską. Polecam!


Składniki:
  • 250 gramów fasoli piękny jaś
  • 1 duża cebula
  • 1 duża gruszka
  • 2 duże łyżki masła orzechowego
  • 3 łyżki oleju roślinnego
  • 3 łyżki siemienia lnianego zalanego sześcioma łyżkami wrzątku (lub 2 jajka)
  • sól, pieprz do smaku
Fasolę moczymy na noc, a następnie gotujemy do miękkości z 1/2 łyżeczki kminku i 1/2 łyżeczki cząbru. Cebulkę podduszamy na patelni z łyżką oleju, dorzucamy gruszkę i czekamy aż zmięknie.
Wszystkie składniki miksujemy na gładką masę, doprawiamy do smaku i wykładamy do foremki posmarowanej olejem roślinnym i obsypanej mąką z cieciorki albo bułką tartą.
Pieczemy 45-60 minut w temperaturze 180 stopni, aż wierzch będzie mocno rumiany. Po upieczeniu mocno schładzamy w lodówce.
Smacznego!






Parmezan dla wegan.

Przyznam szczerze, że nie byłam przekonana do tego przepisu. Jak coś udaje coś innego, to jest podejrzane... W dodatku wszędzie, gdzie się natknęłam na ten oszukańczy parmezan, autorzy przepisów tłumaczą, żeby nie szukać w nim smaku tego prawdziwego, nie mieć za wysokich oczekiwań... No to jak w końcu ?! Skoro już autorzy tak piszą, to musi być niezłe świństwo - przecież zazwyczaj każdy pieje z zachwytu nad smakiem swoich potraw, co nieraz powoduje moje głębokie rozczarowanie i depresję po przetestowaniu. Muszę zwrócić honor. Obojętne jak to się zwie - jest pyszne! Doskonała posypka do makaronów, zup, kanapek, pieczonych warzyw, sałatek. Faktycznie przywodzi na myśl parmezan, ale polecam nawet nabiałożercom, bo na pewno ma więcej wartości odżywczych niż ser. No i jestem zazdrosna, że to nie ja na to wpadłam.

Składniki:
  • 1/2 kubka blanszowanych migdałów (lub kupionych już mielonych)
  • 1/2 kubka orzechów nerkowca
  • 1/2 kubka płatków drożdżowych (do kupienia w sklepach ze zdrową żywnością i w naszym Rodzynku ;)
  • płaska łyżeczka soli morskiej
  • płaska łyżeczka czosnku granulowanego
Płatki drożdżowe to inaczej suche, nieaktywne drożdże. Są nośnikiem piątego, rozpoznawalnego przez człowieka smaku - ,,umami", dlatego dobrze podkręcają aromaty potraw. Nie wiem do końca, czy są super zdrowe, ale są bogate w witaminy z grupy B, więc służą skórze, włosom i paznokciom. Pamiętam, że mama posypywała mi nimi kanapki ,,dla zdrowia" i chociaż to drożdże nieaktywne, wyrosłam okazale :) 

Składniki łączymy i miksujemy na proszek, przechowujemy w szczelnym naczyniu/słoiku. Smacznego!


sobota, 15 listopada 2014

Krem z pieczonej papryki.

Kolejna wariacja  na temat pieczonej papryki. Tym razem banalna zupa-krem. Coś jest w tych kremo-papkach... Gdy nie jemy zwierząt ani produktów odzwierzęcych, wydaja się być bardziej pożywne od zwykłych ,,wodnistych" zup, a ich kremowatość przypomina o istnieniu śmietany :) Poza tym, po prostu smakują mi bardziej i ręka sama rwie się do blendera!

Składniki:
  • 5 czerwonych papryk
  • 2 cebule
  • 3 ząbki czosnku
  • 1/2 litra bulionu warzywnego (może być z kostki lub z mojego przepisu)
  • 1 łyżeczka sproszkowanej słodkiej papryki
  • 1/2 łyżeczki pieprzu cayenne
  • 1/2 łyżeczki ostrej papryki
  • odrobina papryki wędzonej (sam koniuszek łyżeczki)
  • filiżanka passaty pomidorowej
  • łyżeczka octu jabłkowego/winnego
  • łyżka oliwy
  • sól do smaku
Paprykę kroimy na ósemki, pozbawiając ja przy tym nasion. Cebulę kroimy w grubszą kostkę lub piórka. Pieczemy je skropione oliwą na papierze do pieczenia, w temperaturze 190 stopni, około 30-40 minut. Papryka ma być miękka i mieć lekko przypalone końce. Po upieczeniu gorącą paprykę przekładamy do szczelnego naczynia/worka i zostawiamy na kilkanaście minut. To pomoże w obieraniu jej ze skórki. Obraną paprykę i cebulę miksujemy na gładką papkę, dodajemy passatę, bulion, przyprawy, ocet i czosnek. Solimy do smaku i zagotowujemy. Możemy podać z czipsami z jabłek. Smacznego!



Pasta z pieczonej papryki.

Pasta z pieczonej papryki i bakłażana, lub jak kto woli ajwar. Wariantów może być mnóstwo i z pewnością będą pojawiać się na blogu. Tym razem ajwar lekko skręcił w stronę bliskowschodniej pasty baba ghanoush, bo dodałam tahinę. Proste, smaczne i wielofunkcyjne smarowidło. Można dodawać do potraw wszelakich, smarować kanapkę, jeść z warzywami lub używać zamiast kupnego keczupu, co szczególnie polecam :)


Składniki:
  • 3 duże papryki
  • 1 duży bakłażan
  • 2 łyżki pasty sezamowej (tahiny)
  • 4 łyżki passaty pomidorowej
  • 4 ząbki czosnku
  • 1 łyżka oliwy 
  • 1/2 łyżeczki słodkiej papryki, sól, pieprz do smaku
Bakłażana myjemy i kroimy w dużą kostkę, papryki pozbawiamy gniazd nasiennych i dzielimy na ósemki. Kładziemy warzywa na blaszce z papierem do pieczenia, skrapiamy oliwą i pieczemy w temperaturze 200 stopni. Po półgodzinie wyciągamy bakłażana, paprykę zostawiamy jeszcze na parę minut. Ma być miękka i mieć delikatnie przypalone końce. Upieczoną paprykę od razu przekładamy do szczelnie zamykanego naczynia/worka i zostawiamy w nim kilkanaście minut (może być dłużej). Dzięki temu zabiegowi, bez problemu ściągniemy z niej cienką skórkę, co tez robimy w następnym kroku. Miksujemy warzywa z resztą składników na możliwie gładka pastę, doprawiamy. Chłodzimy i przechowujemy w lodówce. Możemy podawać posypaną czarnuszką i skropioną oliwą. Smacznego!



czwartek, 13 listopada 2014

Trufle daktylowe

Kolejna słodkość przygotowana na spotkanie Wegeneratów. Kuleczki pełne energii i smaków, z którymi można samemu kombinować, zmieniając wnętrze lub posypki. No i nawet przedszkolaki wiedzą, że toczenie kulek to rewelacyjne zajęcie :)


Składniki (30 sztuk):
  • kopiasty kubek daktyli (miękkich albo namoczonych w odrobinie ciepłej wody)
  • kopiasta łyżka oleju kokosowego (rozpuszczonego)
  • 2 łyżki kakao
  • 2-3 łyżki syropu z agawy lub innego płynnego słodzidła
  • 100 gramów migdałów
  • 100 gramów orzechów włoskich
  • opakowanie marcepanu spożywczego 150 gr (opcjonalnie)
  • różne posypki (np. podprażony sezam, podprażone wiórki kokosowe, pokruszone migdały, cynamon, kakao)

Miksujemy orzechy włoskie na drobne okruszki, dodajemy namoczone daktyle, roztopiony olej, syrop i kakao. Miksujemy wszystko na gładką masę. Odstawiamy do lodówki na 2-3 godziny. W międzyczasie, jeśli chcemy użyć marcepanu, oblepiamy szczyptą marcepanu każdy migdał i toczymy małe kuleczki, które potem będą naszym nadzieniem.


Można też pominąć marcepan i do środka włożyć tylko migdały, albo co tylko przychodzi nam do głowy. Gdy masa daktylowa stężeje, każdą przygotowaną wcześniej kulkę marcepanową oblepiamy masą daktylową i toczymy w dłoniach większe kulki (czynność ułatwia zwilżenie dłoni wodą). Gotowe obtaczamy w dowolnych posypkach. Ja użyłam podprażonych wiórków kokosowych i sezamu, cynamonu, kakao i potłuczonych migdałów. Odkładamy do lodówki na godzinę. Smacznego!




niedziela, 9 listopada 2014

Pudding chia.

Ostatnio odkryłam zdrową alternatywę dla lubianego przeze mnie budyniu. Wiem, że nasza piękna Polska kartoflem stoi i skrobii (głównego składnika budyniów z proszku) się nie boimy. Jednak dla osób starających się uzyskać bądź utrzymać linię, jakakolwiek by nie była (i linia i skrobia), to nie jest produkt idealny. Rozwiązując ten kryzys na szeroką skalę, polecam zaopatrzyć się w magiczne nasionka szałwii hiszpańskiej - pseudonim operacyjny Chia. Pochodzi z Ameryki Południowej, a o jej prozdrowotnych właściwościach można poczytać na wielu stronach i blogach. Ja dla niewtajemniczonych ujawnię tylko tyle, że chia pochłania niewiarygodne ilości płynów, wobec czego przydaje się do różnych kuchennych sztuczek. Jedną z nich jest ten oto smaczny, budyniowaty, zdrowy deser. Z wariacjami można szaleć do woli :)


Składniki (na 1 porcję):
  • 1/4 puszki mleka kokosowego
  • 1/3 kubka mleka migdałowego
  • 3 łyżki nasion chia
  • 1 łyżka kakao
  • 1 łyżka miodu/syropu z agawy/ryżowego/melasy z karobu
  • 1 łyżeczka esencji waniliowej
  • mikroszczypta soli
Mieszamy wszystkie składniki  i wstawiamy na kilka godzin/na noc do lodówki. Mieszam je bezpośrednio w blenderze, ponieważ kolejny krok to ich zmiksowanie. Po upływie czasu uzyskujemy sztywną, budyniowatą masę, Miksujemy ją, by nie było czuć malutkich śliskich nasionek. No, chyba że komuś one sprawią przyjemność :) Ponownie schładzamy, tym razem może być znacznie krócej. Gotowe! Posypujemy wiórkami gorzkiej czekolady lub tak jak ja, kawałkami ziaren kakaowca. Smacznego!




Chili con veggie.

Wegańska wersja sycącej meksykańskiej potrawy. Mój domowy mięsożerca stwierdził, że nie brakuje mu w niej mięsa, więc misja zakończona sukcesem. Oczywiście ideałem byłoby, gdybym namoczyła suchą fasolę i ją potem ugotowała... Niestety nie należę do elitarnej grupy osób posiadających nadmiar czasu. To danie należy do obiadów błyskawicznych, więc część składników jest z puszek, natomiast do używania świeżych serdecznie zapraszam :)


Składniki:
  • 2 średnie cebule
  • 1 średnia cukinia
  • 1 czerwona papryka
  • puszka czerwonej fasoli
  • malutka puszka kukurydzy, albo pół zywkłej 
  • puszka pomidorów
  • 4 ząbki czosnku
  • 1/2 ostrej świeżej papryczki chili
  • 1 łyżeczka mielonego kminu rzymskiego
  • 1 łyżeczka oregano
  • 1/2 łyżeczki chili w proszku
  • 1/4 łyżeczki mielonej kolendry
  • 1/4 łyżeczki cynamonu
  • 1/4 łyżeczki kakao
  • sól do smaku
  • 2 łyżki oleju z ryżu
Cebulę, czosnek i papryczkę chili (od końca, bo koniec jest mniej ostry) kroimy drobno i szklimy na oleju razem z kuminem, chilli i kolendrą. Dodajemy paprykę i cukinię pokrojone w drobną kostkę i dusimy wszystko kilka minut, aż warzywa zmiękną. Dodajemy pomidory z puszki i resztę przypraw. Dusimy jeszcze kilka minut, na koniec dodajemy fasolę i kukurydzę. Dosalamy do smaku. Podajemy z chlebem, bezglutenowymi wegańskimi tortillami (na przykład z tego przepisu) albo naleśnikami kukurydzianymi.

Naleśniki:
  • 3/4 kubka mąki kukurydzianej
  • 1/4 kubka mąki z cieciorki
  • 1 łyżeczka skrobi ziemniaczanej
  • szklanka mleka ryżowego
  • 1 jajko
Mieszamy składniki i smażymy pierwszy naleśnik na łyżce oleju z ryżu, potem na suchej patelni (łatwo się obracają i nie przywierają). Te naleśniki są niestety bardzo smaczne tylko na świeżo, po kilku godzinach twardnieją i trochę tracą na smaku.




Domowy bulion warzywny

W zrobieniu swoich własnych ,,kostek rosołowych" nie ma żadnej filozofii. Trzeba ugotować esencjonalny wywar a potem go zamrozić. Eureka! Dla mięsożerców można dodać np. skrzydełka albo porcję rosołową i gotować je godzinę zanim doda się warzywa. Im więcej warzyw, tym lepiej, o ile ma się bardzo duży garnek :). W taki bulion trzeba zainwestować troszkę czasu i włoszczyznę, ale wystarczy zrobić to raz na miesiąc a nawet rzadziej, w zależności ile gotujemy. Prostota tego patentu wręcz powinna nas zmuszać do porzucenia kupnych kostek! Myślę, że warto - nawet kostki ze sklepów ze zdrową żywnością nigdy nie będą tak czyste od konserwantów i rafinowanych tłuszczy, jak te zrobione w domu. Te domowe, ponieważ nie zawierają glutaminianu sodu, mają na pewno mniej intensywny aromat (i bardziej naturalny:). Osobiście wolę więc zamrażać większe porcje, bo takich kostek do jednej zupy zużywa się znacznie więcej. Najlepiej sprawdzają się plastikowe kubki, ja z powodu ich braku w okolicznych sklepach, tym razem użyłam słoiczków. Wiem, wiem co przypominają te na zdjęciu... ;)


Składniki:
  • 4 średnie marchewki
  • 2 pietruszki
  • 1 duży seler
  • 1 por w całości
  • pół kapusty białej lub włoskiej
  • 3 cebule
  • 1 kalarepa
  • kilka ząbków czosnku
  • ziele angielskie, liść laurowy, sól, pieprz
  • przyprawa typu ,,warzywko" bez konserwantów (może być sól) lub mieszanka suszonych warzyw i kurkuma
Wszystkie warzywa obieramy i kroimy w krążki/kostkę. Zieloną część pora zostawiamy w całości. Jedną cebulę zostawiamy w łupince i opalamy nad gazem albo na suchej patelni aż skórka się zrumieni. Ziele angielskie i liść laurowy zawijamy w gazę i związujemy sznureczkiem (6-8 kulek i kilka listków). Zagotowujemy wszystkie warzywa i nasze zawiniątko w niezbyt dużej ilości wody (na tyle, żeby przykryła warzywa na 3-4 centymetry). Dodajemy 2-3 łyżki ,,warzywka" albo suszone warzywa i łyżeczkę kurkumy, sól i pieprz. Te przyprawy można oczywiście pominąć, jednak znacznie dodają one intensywności wywarowi. Bulion ma być wyraźnie słony, ale nie przesolony. Zmniejszamy grzanie do minimum i pozwalamy wszystkiemu radośnie pyrkać najdłużej jak się da, aż warzywa będą bardzo, bardzo miękkie a woda trochę odparuje. Wyławiamy zawiniątko, cebulę w łupinie i zielone liście pora. Odcedzamy bulion przez sitko (niezbyt dokładnie). Część płynną przelewamy do foremek do kostek lodu albo do plastikowych kubeczków, ewentualnie słoików (jeśli zamrażamy to nigdy nie napełniamy słoików do końca). Warzywa blendujemy na papkę i również porcjujemy do kubeczków/foremek/woreczków. Porcje dostosowujemy do własnych potrzeb, ja robię bardzo różne wielkości, bo raz rozmrożony bulion trzeba zużyć. Płynny bulion lepiej nadaje się do zup, w których bardziej liczy się klarowność konsystencji, albo do risotta. Papka ma użytek wielofunkcyjny, do zup kremów, sosów i innych. Zamrażamy, a przed użyciem rozpuszczamy we wrzątku albo wrzucamy bezpośrednio do potraw.

środa, 5 listopada 2014

Fajne babeczki gryczane.

Nie ma bloga kulinarnego bez przepisu na muffinki (jak ja nie lubię tej nazwy!). Pewnie dlatego, że rzecz to banalna i genialna zarazem. W przypadku babeczek nie istnieje stwierdzenie ,,nie umiem piec ciast/ciasteczek". Trzeba być wyjątkowo uzdolnionym, żeby je popsuć -znoszą modyfikacje nawet bardzo nadgorliwych jednostek. Powstają błyskawicznie i jeszcze szybciej znikają. Dziś w wydaniu bezglutenowym i wegańskim, ale uwierzcie mi - nie jest im z tego powodu przykro. Są po prostu pyszne!


Składniki (10 sztuk):
  • 1,5 kubka mąki gryczanej
  • 1/2 kubka mleka roślinnego
  • 1/3 kubka oleju z ryżu
  • 2 banany
  • 1/3 kubka cukru muscovado (albo ksylitolu, muscovado mniej zdrowy, ale podkręca smak), lub trochę więcej jak lubimy mocno słodkie
  • 1 tabliczka czekolady 90% kakao
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia (bez pszenicy, bez fosforatów, do kupienia w sklepach ze zdrową żywnością)
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1 łyżka soku z cytryny (niweluje posmak sody)
  • 1 łyżka startej skórki z cytryny
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
Mieszamy mąkę, cukier/ksylitol, proszek, sodę, cynamon. Banany rozgniatamy widelcem. W osobnym naczyniu mieszamy olej z mlekiem i sokiem z cytryny. Dodajemy banany i resztę mokrych produktów do mieszanki z mąką. Dorzucamy pokruszoną/posiekaną czekoladę i skórkę z cytryny. Mieszamy dokładnie. Wykładamy masę do foremek na duże muffinki (zostawiamy troszkę miejsca na wyrośnięcie). Pieczemy w 180 stopniach przez ok. 30 minut, aż będą wyrośnięte i pięknie popękane :) Smacznego!




poniedziałek, 3 listopada 2014

Prosta zupa z soczewicy.

Pikantna, rozgrzewająca zupa, prosta jak budowa ziarenka soczewicy. Wiem, że dla osób gotujących, przepis na zupę jest w zasadzie zbędny - każdy z nas ma inny smak i swój sposób przyprawiania, a wrzucenie warzyw do garnka to żaden wyczyn. Was może chociaż zainspiruję :) Jednak dla osób nieco bardziej upośledzonych kulinarnie jest to przepis idealny - ta zupa nie wymaga żadnej inwencji twórczej by była smaczna i wyrazista. Jedyne czego potrzeba, to pasta curry. Może być żółta, czerwona lub zielona - tej zupie odpowiada przyjaźń z każdą z nich. Pastę można kupić w każdym większym markecie, ja swoją nabyłam w czasie tygodnia azjatyckiego w Lidlu (akurat zieloną). Polecam, bo jak na produkty serwowane podczas tej imprezy ma zaskakująco dobry skład, bez zbędnych syfów. Czytajcie etykietki kupując i nie oszczędzajcie - taka pasta może stać w lodówce kilka miesięcy, więc warto zainwestować w dobrą.


Składniki (na duży garnek, 5-6 litrów):
  • 4 łyżki pasty curry (jeśli macie inną niż ta z lidla, dajcie mniej a potem ewentualnie dodajcie pod koniec produkcji)
  • 2 łyżki oleju z ryżu
  • 1 duża cebula
  • 1 biała część pora
  • 3 marchewki
  • 1 duża pietruszka
  • pół dużego selera
  • 2 papryki w różnym kolorze
  • puszka pomidorów
  • 3 kubki ugotowanej czerwonej soczewicy
Soczewicę płuczemy dokładnie pod bieżącą wodą, następnie gotujemy do miękkości ze szczyptą kminku i szczyptą cząbru. Nie solimy wody. 
W tak zwanym międzyczasie, w dużym garnku szklimy pokrojoną w kostkę cebulę, wraz z olejem i pastą curry. Dodajemy resztę pokrojonych warzyw i pomidory z puszki. Podlewamy wszystko wodą i dusimy pod przykrywka aż warzywa zmiękną. Na koniec dodajemy ugotowaną soczewicę i dopełniamy garnek bulionem lub wodą, w zależności od stopnia słoności posiadanej pasty. Zagotowujemy. Podajemy ze świeżą kolendra lub bez :). Smacznego!



niedziela, 2 listopada 2014

Chleb z pieczonym czosnkiem.

Prosty, bezglutenowy chlebek. Zdrowszy proszek do pieczenia (na bazie kamienia winnego) kupicie w naszym sklepiku albo w internecie. Można też oczywiście użyć zwykłego. Przy pierwszym podejściu próbowałam upiec go bez jaj, zastępując je po wegańsku zaparzonym siemieniem lnianym, ale wyszedł kompletny zakalec - nie polecam próbować. Chleb jest wytrawny i wilgotny, z chrupiącą skórką, idealnie pasuje do miski gorącej zupy :)


Składniki:
  • 2 główki upieczonego czosnku
  • 1 i 1/4 kubka mąki gryczanej
  • 1 i 1/4 kubka innej mąki - u mnie mąka z amarantusa
  • 3 łyżki stołowe dowolnych ziół - u mnie rozmaryn, tymianek, oregano, wiórki suszonych pomidorów
  • 1/4 łyżeczki świeżo zmielonego pieprzu
  • 1/2 łyżeczki soli morskiej
  • 1 łyżka bezglutenowego proszku do pieczenia
  • 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej 
  • łyżka soku z cytryny (likwiduje posmak sody)
  • 2 jajka
  • 1 i 1/4 kubka mleka roślinnego lub zwykłego
  • 1/3 kubka oliwy lub oleju z ryżu
Najpierw pieczemy całe główki czosnku w temperaturze 180 stopni, około 30-40 minut, aż zmiękną. Następnie w jednej misce mieszamy wszystkie suche składniki, a w drugiej roztrzepujemy jajka i mieszamy z mlekiem, oliwą i sokiem z cytryny. Dodajemy płynne do suchych i dokładnie mieszamy. Na koniec wrzucamy obrane ząbki upieczonego czosnku - trzeba je wmieszać delikatnie, żeby się nie rozpadły. Wylewamy masę do foremki wyłożonej papierem do pieczenia, wygładzamy wierzch i posypujemy szczyptą rozmarynu. Pieczemy w rozgrzanym do 190 stopni piekarniku aż do ,,suchego patyczka" (dla nieświadomych - wtykamy drewniany patyczek/długą wykałaczkę w środek i sprawdzamy, czy po wyciągnięciu nie zostaje na nim ciasto:), około 60-80 minut w zależności od piekarnika. Jeśli będzie już mocno rumiany z wierzchu, a środek nadal płynny, polecam wyłączyć termoobieg i dopiekać go trochę dłużej tylko z grzałką nastawioną na góra/dół. Smacznego!

poniedziałek, 27 października 2014

Krem z buraka z kozim serkem.

Tytuł brzmi dumnie. Tak naprawdę to śmiesznie prosta zupa, można by nawet rzec ,,zmiksowany barszcz" :). Dla mnie jednak był to mały powiew świeżości w dość ciasnym świecie zup z buraka. Szczególnie zasmakowało mi połączenie z kozim serkiem. No i ten kolor!

Składniki (średni garnek):
  • 1 kilogram buraków
  • 3 małe ziemniaki
  • 1 cebula
  • 1 mała marchewka
  • 1 mała pietruszka
  • 4 ząbki czosnku
  • 3 łyżki octu winnego
  • pieprz, sól, ziele angielskie, liść laurowy, majeranek
  • bulion warzywny (może być z kostki o dobrym składzie)
  • kremowy serek kozi
Warzywa obieramy, kroimy na kawałki i gotujemy w niewielkiej ilości wody z dodatkiem ziela angielskiego, listka laurowego i odrobiną soli. Gdy warzywa będą bardzo miękkie, wyławiamy liść i ziele, dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek i blendujemy wszystko na papkę. Stopniowo dodajemy bulion aż osiągniemy ulubioną konsystencję. Dolewamy ocet, dodajemy pieprz i majeranek i zagotowujemy. Podajemy z łyżką koziego serka i kiełkami. Smacznego!


,,Winny Ojciec" odc. 1

Słowem wstępu: od dłuższego czasu mój tata, Piotr, regularnie rozsyła znajomym newsletter na temat win. Wino to jego pasja i ma o nim sporą wiedzę, nie jest jednak ortodoksem i kieruje się zasadą ,,dobre wino to takie, które ci smakuje". Postanowiłam poprosić go, by dzielił się swoimi smakami i spostrzeżeniami także z czytelnikami Krainy Garów. Wielokrotnie spotykam się z zagubieniem (swoim i znajomych) przy półkach z winem, a w dobie sklepów takich jak Biedronka czy Lidl często mamy pod nosem naprawdę ciekawe i przystępne cenowo kąski (czy raczej "łyczki"). Szkoda byłoby je przegapić! Zapraszam na pierwszy odcinek ,,Winnego Ojca" :)

"Portalowi Winicjatywa niektórzy zarzucają, że nie powinien się zajmować winami z dyskontów, bo to jakiś obciach...

Ja uważam inaczej - Winicjatywę prowadzi Wojciech Bońkowski, jeden z najlepszych znawców wina w PL, współautor (z Markiem Bieńczykiem) kultowego przewodnika "Wina Europy" - i to właśnie super, że takiemu fachowcowi i jego kolegom chce się to degustować. Ja chętnie kupuję wino w Biedronce czy Lidlu - jeżeli jest dobre czy choćby niezłe. I pasuje mi, że mam recenzję, której w miarę mogę ufać - nie muszę sam sprawdzać na żywym organizmie wszystkich win po kolei i tracić czasu na niepijalne (a o to też w dyskoncie nie trudno ).
Aktualnie znów mamy w Owadzie serię portugalską - a że to firma portugalska właśnie, oferta win znad Tagu jest zawsze dość ciekawa. Oto trzy, które warto, zdaniem recenzentów (etykiety na zdjęciach, wypożyczonych z Winicjatywy).

Piłem Casa Santos Lima i smakowało (choć już nieco schyłkowe... 2010...) - trochę kwasiorek, mocny owoc, solidne taniny - do mięsnego obiadu jak znalazł - a dla mnie nawet solo, ale ja takie lubię.
CSL to przyzwoita wytwórnia win głównie średniopółkowych, "sympatyczna twarz portugalskiego winiarstwa", że zacytuję klasyków (czyli "Wina Europy"). Białe też są, ale nimi się już nie zajmuję, bo jest po sezonie, teraz trza się grzać czerwonym.

Dla ciekawych całość recenzji:



Saúde!
Piotr "

fot.winicjatywa.pl

piątek, 24 października 2014

Natural Born Nutella :)

Wiem, że przepisów na domową nutellę jest mnóstwo. Nie czytałam żadnego i nie sugerowałam się nikim ani niczym, poza upragnionym smakiem i hasłem ,,mniejsze zło". Jak dla mnie to, co wyszło smak ma zdecydowanie bardziej intensywny i szlachetniejszy od sklepowej nutelli. Czuć orzechy a nie tępą słodycz. Przedstawiam mój sposób na pocieszenie w każdej sytuacji :)


Składniki (na dwa mini słoiczki):
  • 200 gramów orzechów laskowych
  • 3 łyżki melasy z karobu
  • 1 czubata łyżka kakao 
  • 4 łyżki oleju z orzechów laskowych
  • 3 łyżki miodu (lub wegańskiego odpowiednika)
  • pół szklanki mleka krowiego (lub mleka z migdałów)
Orzechy podpiekamy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni, około 20 minut. Każdy piekarnik jest inny, więc w trakcie pieczenia sprawdzamy - naszym celem jest łatwe schodzenie brązowej skórki z orzecha i nie spalenie go :) Po upieczeniu pozbywamy się skórek i przekładamy orzechy do miksera/blendera. Dodajemy resztę składników poza mlekiem i miksujemy na gładką masę. Cały czas miksując, powoli dodajemy mleko, aż do uzyskania odpowiedniej dla siebie gęstości. Moim mikserem nie jestem w stanie osiągnąć całkiem aksamitnej konsystencji, ale dzięki mikrookruszkom orzechów przynajmniej mam pewność, że są w składzie produktu :) Smacznego!

środa, 22 października 2014

Quinoa z pieczonymi warzywami.

Na wstępie zaznaczę, że komosę ryżową (quinoa) można zastąpić tańszą kaszą jaglaną albo pęczakiem. Można też raz na jakiś czas pozwolić sobie na rozpustę, zwłaszcza że quinoa to bardzo zdrowa kasza. Właściwie nie kasza, a pseudozboże - są to nasiona rośliny podobnej do amarantusa, bogate w skrobię, ale nie będące zbożem (tak samo jak gryka, jest bezglutenowa). Komosa ryżowa była podstawowym pożywieniem w państwie Inków, ma dużo białka, cennych aminokwasów i nienasyconych kwasów tłuszczowych oraz przyjemny lekko orzechowy smak. Można ją bez problemu dostać w sklepach ze zdrową żywnością, dobrze zaopatrzonych marketach albo sklepach internetowych (Opolan oczywiście zapraszam do naszego Rodzynka :)).
Z pieczonymi warzywami stanowi wartościowy posiłek dla wegan i wegetarian :) Zapraszam!


Składniki (na 2 porcje):
  • 2 szklanki ugotowanej komosy ryżowej (z 1 szklanki suchej wychodzą 3-4 szklanki ugotowanej)
  • 300 gramów brukselki
  • mała dynia hokkaido (ok. 600 gramów)
  • 2 czerwone cebule
  • garść orzechów włoskich
  • olej sezamowy
  • sos sojowy (najlepiej bez pszenicy, np. tamari)
  • miód lub syrop klonowy/z agawy
  • 1 ostra papryczka (u mnie habanero)
  • ząbek czosnku
  • chili, papryka słodka, kolendra, kmin rzymski
Komosę płuczemy i gotujemy w proporcji 1:2 (1 szklanka komosy - 2 szklanki wody) z 1/4 łyżeczki soli. Najpierw na dużym ogniu czekamy aż woda się zagotuje, następnie przykrywamy garnek, zmniejszamy płomień (czy co kto ma:) do minimum i gotujemy, aż cała woda się wchłonie. Zdejmujemy z ognia i zostawiamy komosę pod przykrywką.

Brukselkę i cebule obieramy (dyni hokkaido nie trzeba odbierać). Wszystkie warzywa kroimy na dosyć małe kawałki podobnej wielkości i mieszamy z płaską łyżeczką mielonej kolendry, szczyptą kminu rzymskiego i 1/4 łyżeczki chili. Pieczemy w 180 stopniach około 30 minut, aż warzywa zmiękną. 

Przygotowujemy sos: mieszamy ze sobą 3 łyżki sosu sojowego, 3 łyżki oleju sezamowego, 1 łyżkę miodu lub syropu klonowego, 1/4 świeżej ostrej papryczki pokrojonej na drobno i przeciśnięty przez praskę czosnek. 

Upieczone warzywa mieszamy z quinoa, sosem i orzechami włoskimi. Zjadamy na ciepło lub na zimno, smacznego!

poniedziałek, 20 października 2014

Krem z pieczonej pietruszki.

Początkowo miała to być zupa-krem z pasternaku, niestety moje niewprawione oko wybrało ze skrzynki z warzywami pietruszkę (są niemal identyczne), a wprawne ręce błyskawicznie obrały kilogram, zanim węch się zorientował. Efekt i tak zadowalający, więc zapraszam do spróbowania :)


Składniki:
  • 1 kg. korzenia pietruszki
  • 2 małe jabłka
  • 1 gruszka
  • 1 duża cebula
  • 4 ząbki czosnku
  • szklanka bulionu z warzyw (może być z kostki o dobrym składzie)
  • sól, pieprz, gałka muszkatołowa
  • dla wege nie wegan może być garstka startego parmezanu
  • podprażone płatki migdałów do posypania
Pietruszkę, cebulę, jabłka i gruszkę obieramy i kroimy na niewielkie kawałki podobnej wielkości. Pieczemy na blasze posmarowanej olejem ryżowym w 180 stopniach, aż warzywa zmiękną (ok. 40-45 minut). Czosnek pieczemy w łupinkach. Upieczone warzywa i owoce przekładamy do garnka (czosnek obieramy - muszę to pisać?:), dodajemy bulion lub wodę, przyprawy do smaku i ewentualnie parmezan. Miksujemy na krem. Podajemy z prażonymi płatkami migdałów (uwaga, łatwo się palą!).
Smacznego!