W dobie nasilonych walk pomiędzy zwolennikami różnych żywieniowych frakcji (weganie kontra paleo, glutenfree kontra kluchożercy, i tak dalej), napiszę tylko tyle: jesteśmy dorośli. Każdy może poczytać RÓŻNE źródła, a najlepiej sam się przekonać doświadczalnie czy bez: pszenicy/ mięsa/ nabiału/ czegokolwiek, czuje się lepiej czy też niespecjalnie go to rusza. Nie czytajcie tych wszystkich jazglotliwych dyskusji w internecie. Zamiast tego pójdźcie na długi spacer z dobrym audiobookiem na uszach.
Można też spojrzeć na sprawę z innej strony: jesli ktoś lubi eksperymentować w kuchni, dzięki coraz większej popularności różnych diet mamy coraz większy dostęp do rozmaitych produktów, a zatem większe pole do popisu! Dlaczego zawsze robić naleśniki z białej mąki, skoro ciekawe i równie dobre wychodzą z gryki czy amarantusa?
Zakwas bezglutenowy to moje najnowsze odkrycie (dzięki
tej książce). Potrzebuje kilku dni, ale jak już go wyhodujemy to będzie zawsze czekał w lodówce, gotowy do chleba, podpłomyków lub innych wypieków. Warto się z nim zaprzyjaźnić, bo chleb na zakwasie jest najzdrowszy dla naszych brzuchów i nie ma posmaku sody czy drożdży, czego bardzo nie lubię.
No dobra, będę nieskromna - to najlepszy chleb jaki mi wyszedł i najlepszy chleb bezglutenowy jaki jadłam! W zasadzie w smaku nie czuć różnicy między nim, a zwykłym (zwykły żytni też jadam). Ma jeden minus - wymaga czasu, jak każdy chleb na zakwasie. Za to niewiele sie przy nim napracujemy.
Przepis na zakwas.
- 1/2 szklanki maki ryżowej
- 1/2 szklanki letniej, przegotowanej wody
W czystym naczyniu (najlepiej sprawdza się słoik) mieszamy makę z wodą. Słoik przykrywamy gazą lub ręcznikiem papierowym i odstawiamy w ciepłe miejsce - jeśli robimy zakwas rano to do wieczora, jeśli wieczorem, to na noc. Codziennie o mniej więcej tej samej porze, dokarmiamy zakwas - dosypujemy dwie łyżki mąki i dolewamy trochę wody. Czynność powtarzamy kolejne 3-4dni. Zakwas jest gotowy, gdy pojawią się w nim wyraźne bąbelki i będzie miał specyficzny zapach fermentacji. Gotowy zakwas przechowujemy w lodówce. Jeśli z niego nie korzystamy, raz w tygodniu karmimy go tak jak wcześniej. Każdą zużytą ilość zakwasu uzupełniamy tą samą ilością mąki/wody i zostawiamy na noc w ciepłym miejscu żeby przefermentował, następnie spowrotem wstawiamy do lodówki.
Chleb gryczany z siemieniem lnianym.
- 2/3 szklanki zakwasu ryżowego
- 1 szklanka mąki ryżowej
- 2 szklanki mąki gryczanej
- 1/2 szklanki oleju lub oliwy
- 1/2 szklanki siemiania lnianego
- 1 łyżeczka soli
Jak już pisałam, proces powstawania chleba na zakwasie jest czasochłonny. Probowałam poczatkowo robić go szybciej, jednak kilkukrotne wyrastanie przyniosło najlepszy efekt. Takie same doświadczenia ma moja mama ze zwykłym chlebem na żytnim zakwasie.
Przedstawiam cały proces dla przeciętnej osoby pracującej w standardowych godzinach poza domem. Możecie sobie oczywiście dostosować plan do własnych warunków.
Pierwszego dnia przed pracą (rano) mieszamy mąkę ryżową z zakwasem. Dodajemy przegotowaną i przestudzoną wodę (może też być mineralna z butelki) aż do uzyskania konsystencji gęstej śmietany. Nakrywamy miskę ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce (na przykład przy kaloryferze).
Wieczorem, przed pójściem spać, dodajemy do ciasta dwie szklanki mąki gryczanej, siemię, sól i olej. Obecność oleju jest według mnie konieczna, inaczej gotowy chleb ma bardzo twardą skórkę i błyskawicznie wysycha na kamień, taki urok bezglutenowych mąk. Dodajemy wody aż do uzyskania konsystencji gęstej śmietany. Ponownie odstawiamy przykrytą ściereczką miskę w ciepłe miejsce, na całą noc.
Drugiego dnia ciasto będzie już pięknie wyrośnięte. Ponieważ mąka gryczana bardzo chłonie wodę, ciasto na pewno będzie dużo bardziej gęste. Chcemy, żeby było takie jak wcześniej, więc przed planowanym pieczeniem (może to być nawet popołudniu, po powrocie z pracy), ponownie dolewamy wody aż do uzyskania poprzedniej konsystencji gęstej smietany. Rozrzedzone ciasto przelewamy do długiej keksówki (zostawiamy od góry miejsce) wyłożonej papierem do pieczenia i odstawiamy jeszcze na 1-2 godziny, aż do wyrośnięcia. Ciasto powinno wyrosnąć prawie na wysokość keksówki, nie wyżej (inaczej w czasie pieczenia wyplynie nam z foremki).
Gotowy wyrosnięty chleb pieczemy w termoobiegu w 190 stopniach przez 1,5 godziny. Jeśli przed upływem tego czasu chleb zacznie nam się za bardzo spiekać z góry, wyłączamy termoobieg.
Brzmi skomplikowanie, ale tak naprawdę wystarczy raz wyhodować zakwas i przejść przez ten długi proces, żeby przekonać się, że to bardzo proste i nie wymaga dużo pracy.
Mieszamy - odstawiamy - dorzucamy - odstawiamy - rozrzedzamy i przekładamy do formy - odstawiamy - pieczemy. Ten chleb jest tego wart!
PS. Jeśli ciasto mocno Wam wyrośnie i nie zmieści się do keksówki, pozostałe możecie rozlać do foremek na muffiny i upiec razem z chlebem (wyjąć wcześniej, gdy będa rumiane). W ten sposób uzyskacie gratis kilka mini bułeczek.