sobota, 31 stycznia 2015

Pikle warzywne z curry

Prosty w wykonaniu i pyszny dodatek do kanapek i obiadów, a zarazem kolejny przepis inspirowany książką ,,Swojsko" Państwa Szaciłło.

Składniki (na 2 litrowe słoiki):
  • 500 ml octu jabłkowego
  • 200 gr cukru trzcinowego
  • 3 łyżki białej gorczycy
  • 6 listków laurowych
  • 3 łyżeczki curry
  • 1 łyżeczka pieprzu w ziarenkach
  • 1 łyżeczka ziela angielskiego
  • 3 różnokolorowe papryki
  • ogórki gruntowe (2-4 sztuki)
Warzywa myjemy, paprykę kroimy w paski a ogórki w plasterki. Słoiki wyparzamy i osuszamy. Ocet z cukrem i przyprawami zagotowujemy i gotujemy kilka minut, aż cukier całkiem się rozpuści. Wkładamy warzywa do słoików i zalewamy zalewą (stopniowo). Zakręcamy i odstawiamy do wystygnięcia. Przechowujemy w lodówce. Piklę są gotowe do jedzenia po 2-3 dniach.


Winny Ojciec odc. 4

Darowanemu wilku w zęby winne




Tytuł pozornie jest bez sensu, ale za chwilę będzie z sensem. Dostałem w prezencie wino i sprawdzałem więc, co mówią fachowcy. Mówią to (na Winicjatywie):

Terra Naturi Montepulciano d’Abruzzo Lupi Reali 2013 - Powrót do Biedronki wina, które już przez nią przemknęło w zeszłym roku (i miało dobre recenzje). Proste, ale smaczne czereśniowe Montepulciano, wino proste, przystępne, ale ma swój pazur. Atrakcyjne na co dzień. 16,99 zł. ♥♥

Mogę potwierdzić, jest pijalne, choć żaden to szczyt pały. Wytwórnia jest średnio ceniona, za bardzo podobno idą w ilość kosztem jakości - ale to wino jest w rzeczy samej przywoite. Opisane na okładce jako "półwytrawne", ale nie brak mu kwasowości i do obiadu z mięsem dobrze pójdzie. W dodatku "organic" , no i 12,5% - czyli można wypić BEZKACNIE tak ze 3/4 butelki. Wino nazywa się po polsku "Wilcy prawdziwi" :-)) A dlaczego - wyjaśnienie na stronie wytwórni.
Piotr
PS. Dla bardzo dociekliwych – rozmówka z p. Wojtkiem Bońkowskim z Winicjatywy:
Peyotl:
Zaraz... Bo wzmiankowane wyżej Lupi Reali jest teraz w Biedrze... a na stronie Vini e Affini go nie ma (na stronie producenta zresztą też...). Czy to kolejne vino "podkradzione" wcześniejszemu importerowi przez Owada? Czy tylko przypadkowa zbieżnośc nazw?

Wojciech Bońkowski: 
Vini e Affini zerwało całkowicie współpracę z producentem Lupi Reali czyli z Valle Reale.

Peyotl:
Z powodu "zdrady" owadziej?

Wojciech Bońkowski:  
Szczegółów nie znam, ale zdaje się był to jeden z czynników – nie tylko "zdrada" ale też jej okoliczności…

Peyotl:
No dobrze... ale do pełnej wiedzy winnomaniackiej brak mi jeszcze info, dlaczego LupiR nie ma na stronie producenta (wstydzą się, że do JeronimoM sprzedali?) oraz, jak się ma ta nazwa Terra Naturi do Valle Reale. Any hints?

Co do podmiotu butelkującego – nie wiem, ale słyszałem, że w Valle Reale są jakieś zawirowania własnościowe i dlatego może wydzielili jakieś projekty jako osobne.
A brak najtańszego, marketowego wina na www producenta nie jest żadnym ewenementem, właściwie to raczej norma. Pewnie sprzedają do paru innych sieci w Europie po 1,50€ i niekoniecznie chcą być kojarzeni z tym produktem.

Pancakes kokosowe

To moje kolejne podejście do mąki kokosowej i chyba już ją oswoiłam. Zazwyczaj moje kokosowe wypieki kończyły jako suchy wiór. Znalazłam jednak sposób na jej mega-absorpcję płynów - trzeba dać jej dużo jajek do zabawy! Naleśniki wychodzą słodkawe same z siebie, wilgotne i baaardzo sycące (to druga główna cecha kokosa). Zapraszam na królewskie śniadanie!

Składniki (10 pankejków, z dodatkami wg. mnie starczy na 2 osoby):
  • 3 jajka od zadowolonej z życia kury
  • 3 łyżki mąki kokosowej
  • 1 łyżka rozpuszczonego oleju kokosowego 
  • 3 łyżki mleka kokosowego lub wody
  • 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1/4 łyżeczki octu jabłkowego
  • 1 łyżka syropu z agawy lub innego słodzidła (opcjonalnie!)
Jajka ubijamy na gładką, kremową masę, następnie powoli dodajemy mąkę i proszek i mieszamy aż nie będzie grudek. Na końcu dodajemy rozpuszczony olej kokosowy, ocet i mleko (lub wodę), mieszamy. Ciasto będzie gęste, ale musi spływać z łyżki i dawać się rozprowadzić na patelni. Jeśli trzeba, dodajemy odrobinę zimnej wody. Smażymy na suchej patelni z obydwu stron. Świetnie smakują z pomarańczą i nie wymagają dodatkowego słodzenia. Smacznego!


poniedziałek, 26 stycznia 2015

Dżem z suszonych fig.

W czasach głębokiej komuny, każde spracowane ręce porządnej gospodyni domowej chociaż raz wertowały książkę kucharską,,W mojej kuchni nic się nie marnuje" Agaty Gasik. Tytuł, dzięki któremu puste sklepowe półki i chroniczny niedobór wszystkiego nie miały stanowić żadnego problemu, moja mama zwykła kwitować ,,w mojej kuchni nic się nie marnuje, oprócz mnie".
Dziś mamy wszystko, a nawet za dużo - jak to kiedyś równie trafnie podsumował mój ukochany, w sklepach jest wszystko - jeśli chcesz to pewnie możesz mieć nawet chrupki w kształcie Tomaszowa Mazowieckiego. Prowadząc własny sklep, czasami mamy z tym ,,za dużo" problem. Niektóre produkty tracą świeżość i chociaż jeszcze dobre w smaku, nie chcemy nimi raczyć klientów. Serce się kraja a mózg kombinuje, jak uniknąć okolic śmietnika. Tym razem trafiło na całe pudełko suszonych fig, już zbyt wyschniętych by zatopić w nie zęby - chyba, ze chcemy pozostawić je w nich na stałe.. Efekty recyklingu przeszły moje najśmielsze oczekiwania! Oczywiście można przepis zastosować również wobec ,,świeżych" fig suszonych

Składniki:
  • 1 kg suszonych fig (mogą być mocno ususzone:)
  • 1 pomarańcz
  • 3 łyżki miodu
  • 300 ml letniej wody + 1 łyżeczka agaru
  • szczypta cynamonu
Figi kroimy drobno, wkładamy do garnka i zalewamy wodą odrobinę (0,5 cm) ponad ich wysokość. Zostawiamy na kilka godzin lub na noc. Dodajemy szklankę wody i skórkę startą z pomarańczy (dobrze umytej!). Dusimy wszystko na niewielkim ogniu, ciągle mieszając, aż figi się zupełnie rozpadną i zaczną się lekko przypalać. W osobnym garnuszku rozpuszczamy łyżeczkę agaru (substancja żelująca pochodzenia roślinnego) w 300 ml wody i gotujemy kilka minut. Dodajemy agar do fig i gotujemy jeszcze około 20 minut. Na koniec dodajemy miód i cynamon (opcjonalnie). Przekładamy gorący dżem do słoiczków i odstawiamy je do góry dnem aż do ostygnięcia. Pyszne!


Zupa grzybowa z boczniakami i imbirem.

Wciąż toczę walkę z niedoborem świeżych i dobrych warzyw w sklepach. Ile można jeść włoszczyznę? Z pomocą przychodzą suszone grzyby lub świeże boczniaki - dostępne w najpopularniejszym polskim sklepie. Niestety w naszym kraju ugruntowała się opinia, ze grzyby nie posiadają żadnych wartości odżywczych, jedynie walory smakowe. Owszem, grzyby w większości składają się z wody, jednak sporo w nich również wartościowego białka. Suszone borowiki mają go więcej niż wołowina! W związku z tym to produkt szczególnie dobry dla wegan i wegetarian. Dla mnie odkryciem jest połączenie grzybów z imbirem (który ostatnio przemycam do chyba każdej potrawy). Proponuję przetestować to połączenie w pikantnej, rozgrzewającej grzybowej zupie! 

Składniki:
  • 500 gramów boczniaków
  • 50 gramów suszonych grzybów (najlepiej borowików)
  • 2 marchewki
  • 1 pietruszka
  • 1/4 dużego selera
  • 2 duże cebule
  • kawałek świeżego imbiru wielkości dużego kciuka :)
  • 1/2 świeżej papryczki chilli bez pestek
  • 3 ząbki czosnku
  • kilka kulek ziela angielskiego
  • 1/2 łyżeczki chilli suszonego (jesli zupa jest dla nas za mało pikantna)
  • 1/2 łyżeczki imbiru suszonego
  • 4 łyżki sosu sojowego
  • 1,5 litra domowego bulionu z warzyw
  • 2 łyżki oleju lub masła klarowanego
  • pieprz, sól jeśli potrzeba na koniec
Suszone grzyby zalewamy na ich wysokość gorącą wodą. Cebulę kroimy na średniej wielkości kostkę i szklimy na oleju/maśle, po chwili dodajemy drobno posiekane chilli i czosnek oraz starty na drobno imbir. Podsmażamy, a gdy czosnek zacznie nabierać koloru dodajemy 1 szklankę bulionu, ziele angielskie, sos sojowy i pokrojone w paski boczniaki. Dusimy 10 minut, dodajemy pokrojone w krążki warzywa, posiekane namoczone grzyby i wodę z ich moczenia oraz resztę bulionu, Gotujemy wszystko aż warzywa zmiękną, na koniec dodajemy świeżo zmielony czarny pieprz i sól, o ile nasz bulion i sos sojowy nie były wystarczająco słone. Gotowe! Mięsożercy mogą dorzucić kawałki kurczaka, ale i bez nich zupa jest sycąca i aromatyczna. Smacznego!



sobota, 17 stycznia 2015

Azjatycka zupa brokułowa

Mamy zimę i niedobór świeżych warzyw o względnie naturalnym smaku. Z pomocą przychodzą brokuły, których smak w ciągu roku w zasadzie się nie zmienia (przynajmniej tych marketowych). Moja wersja zupy krem - trąci azjatyckimi smakami, rozgrzewa i napełnia brzuszek na tyle, że nie trzeba już drugiego dania :)

Składniki (duża porcja):
  • 1,5 kg brokułów (3sztuki)
  • 2 pory (biała część)
  • 1 puszka mleka kokosowego (min.zawartość kokosa 80%,inne to syf)
  • 2 łyżki oleju kokosowego
  • 10 cm świeżego imbiru
  • sok z połówki limonki (ew.cytryny)
  • 4 listki limonki kaffir (można zastąpić startą skórką z limonki)
  • 1/2 łyżeczki kminu rzymskiego
  • 1/2 łyżeczki mielonej kolendry
  • 1/2 łyzeczki chilli
  • 1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
  • 1 płaska łyżeczka kurkumy
  • sól do smaku
  • świeża kolendra, prażony czarny sezam, kiełki brokuła (opcjonalnie do posypania)
Brokuły myjemy i dzielimy na różyczki podobnej wielkości, układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, posypujemy kuminem i polewamy olejem kokosowym. Pieczemy w 190 stopniach około 30 minut aż zaczną brązowieć na brzegach.

Pory kroimy w krążki, zalewamy wodą na 1 centymetr i podduszamy do miękkości. Dodajemy upieczone brokuły, dolewamy trochę wody (do 1/3 wysokości), dodajemy pokruszone w rękach liście kaffiru lub skórkę z limonki. Dusimy do miękkości.

Dodajemy mleko kokosowe, resztę przypraw, sok z limonki lub cytryny, miksujemy na gładki krem i zagotowujemy. 

Jeśli zupa jest dla nas za gęsta, dodajemy wody. Dosalamy do smaku. Podajemy z liśćmi świeżej kolendry lub kiełkami i czarnym sezamem.


Dip z fasoli i pieczonego czosnku

Genialny w swojej prostocie sos, świetnie smakuje z pieczonymi lub surowymi warzywami. Wystarczy pociąć świeże warzywa w słupki, maczać i umierać z rozkoszy :) Jeśli dodamy mniej wody, uzyskamy pastę na kanapki (szczególnie polecam z grzankami). Widziałam gdzieś ten pomysł, ale ze znacznie mniejszą ilością czosnku - stanowczo za małą jak na jego rewelacyjny smak. Pieczony traci swoja ostrość i nabiera słodyczy, kto jeszcze nie próbował, do kuchni marsz!

Składniki:
  • 300gr ugotowanej białej fasoli (obojętnie jakiej wielkości)
  • 10 malutkich lub 5 dużych główek czosnku - w zimie polecam kupować polski czosnek wiosenny (sadzony wiosną) - ten bardziej biały o drobniejszych główkach i ząbkach, jest świeższy i trwalszy niż fioletowy (zimowy)
  • 3 łyżki oleju lnianego
  • 2 łyżki tahini (opcjonalnie)
  • sól do smaku
  • zimna woda
Fasole moczymy kilka godzin (drobna) lub całą noc (większe odmiany) i gotujemy w świeżej wodzie do miękkości. Pamiętajmy, że nie używa się soli do gotowania strączków (ewentualnie na koniec). Czosnek pieczemy w całości w 190 stopniach około 30 minut, aż zmięknie. Po upieczeniu wyciskamy z ząbków klejącą, cudowną zawartość i miksujemy z fasolą oraz resztą składników. Wodę dolewamy stopniowo po łyżce, aż do uzyskania upragnionej konsystencji. Dosalamy do smaku. I już! Uwierzcie mi, że nic więcej nie potrzeba :)